31
do
rspółbiesia
obowiązka
i odda go tam pod dozór panu S Po śniadaniu pan M. odjechał, dnicy odeszli ahy się zająć s mi. a nan S. któremu wvnada<
budującą się w pewnej odległości od miasta, zabrał z sobą bez trudu Karola.
ne jakie mu ofiarowano Pan S. spodziewał s: w czasie obiadu—Karol
Wszystko szło więc przedziwnie, aż do chwili gdy inżenier, skończywszy przegląd robót jakiemi kierował, zabierał się wracać do miasta. Szuka wtedy psa swego przyjaciela, gwiżdże, woła go— trud nieużyteczny, pies znikł. „Znudziło mu się, myśli sobie pan S. wróci sam do Cherbourga, znaj-go w restauracyi.“ Pierwszem też jego staraniem po wejściu tam było zapytać się o Karola. Widziano go w rzeczy samej przed godziną, ogryzł kilka kości, i spożył resztki kuchen
ybiegł
pies powróci
Idźmy, powiada p. S. wrócił on zapewne do
siebie.u
obiedzie
Ą wy £
mieszkania pana M. Niestety, nie widziano tam wcale Karola. Spędza więc resztę wieczoru na
Leż bezowocnych, u wszyst-b znajomych pana M., których mieszka-
kich osc nia jak przypuszczał,
Wreszcie
do sie
bie, przygotowany rozpocząć nazajutrz nowe poszukiwania. Brama domu który zamieszkiwał by-
Każe
bierze lichtar