200
nosi, cy mu ta pięć, cy śeść roków, hej! Dobrze nie bardzo, przyleci taki Jasiek z Pająkówki: „Wiecie co pedział Śleboda, orawski leśnicy? Co go nie wyda, pokiel pismo od panów z Orawy nie przyńdzie11. Juźci rzeke: „Bede ja ci tu pisma cekał! Cemuześ go nie bił sam, kie je twój? Trzysta dja-błów zjadłeś!11 Zleciałek ku panom i powiedział: panowie pojechali, a od drugiej strony zaśli. Jużci, pedzieli my Ślebodzie, co Józek trzy razy strzelił, ale chybił i On poseł na polskom stronę. Dopiro wzięli my tego niedźwiedzia i ciągli na wirch ku granicy: a to było przykro, do wirchu. Juźci wciągli na turnice: „Tu mu będziemy śpiewać!11 Skrzyceli mjr jednym głosem i strzelili sytka wraz. I były haniok takie rzeźnie, ka-ny drzewo spuscali, ja puścił tego niedźwiedzia... jedzie! Sia-dek na toporzysku, jadę za nim, aze śnieg sie kurzy. Zjechali my dołu, konie uwidziały, hnet się osfyrkły ka w jakom stronę. Tak mjr polowali, haj!
O innym niedźwiedziu opowiadał Sabała, ja-k następuje:
— I tak było: Poleciałek do hal, idem i były takie Wielgie kosodrzewiny, widzem idzie ś nik niedźwiedź, a taki popod łopatki biały i głowę miał białom, ale takom żółtawom. Myślałek co ku mnie pójdzie, ale on poseł dołem i bez taki źlebek, zaś potem wyseł na takom gronko i stał na syćkie styry łapy jako stał — odesła go włada — i spadł na kumorę, bo smrecek zasłaniał i wiatr tom gałązkom ru-stał, toz to strzeliłek poniżej na bandzioch. A on kląkł na syćkie stryry łapy jako stał —• odesła go włada — i spadł z gronki. Ja tu pilno kciałek nabić i strzelić, ale jakek ku niemu pełznął, zdjąłek tórbkę, bo zbercała, juźci biegam, tu sukam, nie mogę najść! No i dobrze nie bardzo: niedźwiedź wstał i poseł. Toz to ślakował go ku wodzie i on seł temi wodami, opił się jej, ślak nasełek łapy na mule. Juźci idem za nim, toz to w jednem miejscu dwa kęsy krwie zaskrzepłej leżały na mchu. No i co się nie zrobiło, ja poseł za nim dołu, a on zaś w takie wiersyki zaseł i tam zdek! Cały tydzień go sukałek. Do dnia na smreku siedział, a pozierał, ka tez ha-wrani na te marsine ś niego polecona. Toz, to potem owcarze naleźli go potarganego: kuny, liski, ha,wrani ozniesły to, zaś tam ino kudły walały są, a kości, aj!
O jednej niedźwiedzicy opowiadał Sabała taki wstrząsający epizod z polowania:
— Raz polowace naśli niedźwiedzice z dwoimi małemi i postrzelili jom; toz to sla i kopała doły na zdeknienie; piętnaście dołów wykopała, aze w sesnastym zdekła. A te małe jom jesce dopadły i ssały zdeknionom, aze sie zapieniły. Do-piro se pomiarkowały, co ona nieżywa, to zaś posły temi sa-memi ślakami, skąd przysły, bośmy ik ślakowali bez Polskom Tomanowom. Ale, to małe było a mądre, i one wiedziały, jak się na zimę ułożyć!
Jednego niedźwiedzia zabił Sabała w turniach Mięguszowieckich. Był to nietylko wielki szkodnik, który od dłuższego czasu niepokoił pasterzy na pobliskich halach, ale nadto miał tyle sprytu, że na nic zdały się wszelkie na niego wyprawy.
—Był straśnie mądry, haj. To się trafi, prosem piknie, taki dźwierz, co, prosem piknie, i cłek rozumu telo ni ma, Straśnie je smyśny.
Jakoż i Sabałę, gdy już ten zawziął się na niego, „mylił" bardzo długo, ale doświadczony myśliwy chodził za nim dopóty, póki go nie zabił w końcu.
Z innym niedźwiedziem zdarzyła mu się następująca oryginalna przygoda:
— Kie my przyśli na Orawę, toz tok poślakował niedźwiedzia i zabiełek go. No i dobrze nie bardzo, obłupie!ek go, haj, i upiók co zwięksa. Jaze przylatuje ku mnie taka wartka liska. Straśnie była pokorna, ogon trzymała między nogami, haj! Ni mogek sie jej obegnać, a strzelać sie do niej nie opłaciło, bo była młoda i był byk se dźwirza postrachał, haj! Ja-zek sie długo nie namyślał. Myśliwskie prawo krótkie. Łapi-łek jedne pieconke, co okapowała na patyku i prasnonek jej to. Łap i poleciała.