214
— Powiedz mi też teraz Genowefo, gdzie jest moja ciotka.
— Wyjechała z synem swoim, panem Filipem,, na wieś do wili w Brysur-Maine.
— Kiedy powrócą?
— Dziś wieczorem o siódmój.
— Teraz odchodzę, aczkolwiek tak trudno mi' się rozstać! oh żebym mógł tak, jak teraz wiecznie
* z tobą przepędzać chwile, jak obecna.* •
— Już odchodzisz, Raulu. .
— Muszę, dłuższy pobyt zwróciłby uwagę służących.
— Czy mam powiedzieć baronowej, żeś tu byL
— Z pewnością. Baronowa tak czy tak dowie się o moim tu pobycie przez Andrzeja. Gdyby on miał powiedzieć, że ja tu byłem a ty nie, mogłaby ci to za złe wziąść i podać cię w podejrzenie.
• — Ą więc do wieczora mój przyjacielu.
; — Tak jest do wieczora i na zawsze I — Jestem bowiem teraz pełen nadziei. Wszedłem tu z sercem, przepelnionem smutkiem, odchodzę szczęśliwy pełen zaufania.
Pan de Challins przyciągnął na pożegnanie młode dziewczę ku sobie i złożył aa czole jego serdeczny' pocałunek. Poczem wyszedł poprzedzony przez Andrzeja, który mu otworzył. Udał się do. swego pomieszkania.
VII.
W tym samym dniu o szóstej godzinie wieczorem wracał pociąg z Nogent-sur-Maine do Parjża.
O' siódmćj przybyli baronowa de Garennes wraz
z Filipem do Paryża. W mieszkaniu powiedziała im Genowefa całkiem naturalnym głosem, że był podczas ich nieobecności wicehrabia de Challins.
Piorun, gdyby był w tój chwili uderzył, nie byłby z pewnością tak przeraził, jak wiadomość, że był wicehrabia de Challins.
Baronowa zaczęła drżeć na całem ciele a Filip zbladł. Ale nędznik ten władał żelazną energią i wolą.
Potrafił zapanować nad swojem pomięszaniem i potrafił swej twarzy nadać taki wyraz, że nie wtajemniczonemu w sprawę mogłoby się zdawać, że to wyraz zadziwienia wyr^ł się na niej.
— Istotnie niespodzianka to prawdziwa! — rzekł głosem nieomal pewnym. Ale czy tylko nie mylisz się panno Genowefo.
— Jakimże sposobem. miałabym się omylić, przecież znam pana de Challins i mówiłam z nim nawet. Pytał się mnie, kiedy państwo powrócą i powiedział, że przybędzie tu o siódmej godzinie.
I baronowa w tym czasie tak zdołała przyjść do siebie, że napozór pewnym głosem wycedziła przez zęby.
— Rzeczywiście, że niespodzianka prawdziwa.
Szczęściem dla nich nazwać można, że w pokoju
było ciemno. Gdyby bowiem Genowefa przy świetle lampy była się przypatrzyła ich wyrazom twarzy, gdyby zauważyła tę nagłą trupią bladość na ich twarzy, gdy wymówiła nazwisko nieobecnego krewniaka, byłaby z pewnością musiała sobie powiedzieć, że wiadomość ta nadzwyczaj ich przygnębiła tak przypisywało to wzruszenie nagłemu a niespodziewanemu powrotowi Raula,