250
Raul chciał przycisnąć do serca Genowefę, ale mu w tem przeszkodził odgłos kroków.
Genowefa szybko wzięła do ręki robotę a Raul powitał baronową de Garennes, wchodzącą właśnie do salonu z synem.
— Jesteś już mój drogi chłopcze — rzekła baronowa tonem czułym, zapewne żeś długo musiał czekać ?
— Nie ciotko; panna Genowefa dotrzymała mi towarzystwa. Podziwiałem, z jaką zręcznością panna Genowefa włada igłą.
— Powinieneś jednak wiedzieć kochany kuzynie — odparł Filip, który bardzo serdecznie powitał Raula — że nie powinieneś jej tego mówić w oczy, bo ona tego nie lubi.
Genowefa się zarumieniła.
— A teraz kochany kuzynie, — mówiła baronowa — muszę ci zakomunikować o zamiarze, jaki mam na myśli wykonać. Pragnę wyjechać na jesień do Bry-sur-Marne. Filip już wie o tjn zamiarze. Bez Genowefy się nie obędę i ona musi mi w podróży towarzyszyć. Was boć praca zatrzyma w Paryżu, jednakże w niedzielę możecie dla wytchnienia po całotygodniowćj pracy przyjeżdżać.
Genowefa i Raul de Challins bolesne zamienili ze sobą spojrzenia. Więc mieli się rozłączyć i on miał ją tylko widywać najdalej raz w tydzień?
— Kiedy wyjeżdżasz moja ciotko? — zapytał, sam nie sądząc, że to się tak rychło stanie.
— Pojutrze, jak się zdaje. — Od dziś zajmę się memi pakunkami.
Raul z Genowefą znowu zamienili spojrzenia.
Doktór Gilbert jak wiemy, udał się do Pon-tarmó. Trzy kwandranse czasu potrzebował, aby dojść do tśj wsi, dokąd od czasu do czasu przychodził z Morfontaine ze swemi psami ua ranne śniadanie, składające się z mleka prosto od krowy i razowego chleba, do oberży wdowy Magloire. Tą rażą będąc naczczo, chciał zjeść śniadanie w oberży, o którój tylko co wspomiualiśmy.
Wdowa Magloire powitała go najpiękniejszym ukłonem.
— Jakże to dawno, jak pana nie widziałam?
Czem mogę służyć panu ? •
i — Co pani dobrego ma do spożycia?
— Mogłabym dać panu pól kurczęcia na zimno, omlet i sałatę.
— Doskonale.
Doktór Gilbert jadł z wybornym apetytem.
— Cóż tu słychać ? — zapytał jakby od niechcenia.
— Cóżby tu było słychać? Tu świat, jakby deskami zabity, Kuchu tylko wtedy cokolwiek, jak Jaśnie Oświecony Książę poluje z gośćmi w lasach. Ale to nie w tśj porze roku. Była też tu policya.
Gilbert zaczął słuchać z uwagą.
— Po co tu policya przybyć mogła?
— Widać, że popełniono tu zbrodnią. Dwukrotnie byłam pozywaną przed sąd, raz do Beauyais, drugi raz do Paryża.
— Przypominam sobie, pewnie musiałaś pani świadczyć w sprawie zamiany trumien.
— Tak właśnie w tćj sprawie, ale powiadam