18
przy tym grobie, nie potrafił przytłumić łkania biednej matki, co daleko od kraju będąc, ukochanemu zawsze dla niej dziecięciu, sama nie zamknęła powiek. Opłakała stratę tę, co rozdarła jej serce, w obcej ziemi; — dziś na klęczkach wita jego grobowiec na własnej — i na wiązanie w dniu imienin, całuje i oblewa zimny kamień gorącemi łzami. Śpiew żałobny nie przytłumił jęku głuchego sędziwego ojca, co zająwszy tak znakomite miejsce w literaturze ojczystej, i tyle jej przeważnych oddawszy usług, schylił z pokorą tę głowę obnażoną i sproszoną szronem wieku, zoraną zmarszczkami lat i pracą myśli; ale pełną wiary; bo ręka jego nakreśliła ten napis na grobowcu zmarłego syna:
„Za prędko życia jego zniknęło zaranie,
Uciekła z ziemi dusza, pokorna i czysta,
Więc wieczny odpoczynek racz mu dać o Panic!
I spraw to, niech mu świeci jasność wiekuista!
A nam, cośmy zostali — daj święte ufanie Ze ta droga za grobem, niepewna i mglista Na którąś rzucić raczył cienie tajemnicze;
Złączy nas — i przed Twoje sprowadzi oblicze” (').
Kto nie poniósł takiej straty, kto nie płakał rodzicielskiemi łzami tryskającemi z głębi rozdartego serca; tu poznał całą wielkość boleści, na której ukojenie Bóg tylko przeciągiem czasu zlewa balsam gojący. Rzewnie było patrzeć na tych, co wystawiając grobowiec dla zbyt wcześnie zgasłego syna, przygotowali zarazem i dla siebie obok na wieczny spoczynek, cichy zakątek w ziemi cmentarnej.
Nie dawne dnie także, gdy najpiękniejszy obraz pogrzebu mieliśmy przed oczyma (2). Wspaniały, dawno nie widziany obchód żałobny, zwrócił uwagę Warszawy. Kilka tysięcy ludu napełniało ulice miasta:—drugie tyle zapełniło wcześnie cmentarz Powązkowski, w oczekiwaniu na zwłoki zmarłego, któremu cześć tak znakomitą oddawano. Był to pogrzeb wielkiego artysty, zgasłego starca, co dożył blisko 90 lat — pogrzeb Józefa Elsnera.
Przed karawanem artyści orkiestry teatrów Warszawskich, odegrywali marsz pogrzebowy (3); z odkrytą głową wiódł te grono muzyków, znany zaszczytnie Dyrektor Opery J. Dobrzyński. Zwolna postępował wielki orszak żałobny — a nie można było bez rzewnego uczucia, pogadać na ten hołd powszechny, a tak wymowny dla zmarłego starca. W połowie drogi, trumna z karawanu przeszła na ramiona tych zwolenników sztuki pięknej, którzy cenili pamięć Elsnera.
Zaludniła się nagle ta cicha ustroń zmarłych niewidzianym rojem od lat wielu mieszkańców Warszawy. Katakumby i mogiły odbiły grobowym echem smętne tony muzyki, które były ostatnim wyrazem pożegnania ukochanego mistrza. Obecni opuścili cmentarz Powązkowski z tern błogiem uczuciem: że prawa zasługa, nigdy u nas zapomnianą być nie może — że są
(') Pomnik ten kamienny wzniesiony w kształcie krzyża ustawionego na postumencie spoczywającym na grobie rodziny Korzeniowskich; wykona! byty uczeń naszej szkoły sztuk pięknych, Myszkowski. Na górnem ramieniu krzyża wyryte słowa: „Pociesz nas i umocnij”— poniżej na czarnym marmurze: „Zygmunt Korzeniowski, nr. 1824 um. 1853”.
(9 Dnia 10 Kwietnia w Piątek 1854 r.
C3) Utwór Ignacego Dobrzyńskiego, wyłącznie na ten smutny obchód napisany.