70
„Opowiadała to nam matka nasza, (przywodzim tu słowa Klementyny z Tańskich Hofma-nowćj) ile tćż łez wylała opuszczając Warszawę, jak okropną była pierwsza zima spędzona w chacie drewnianej, słomą pokrytej, nieopatrzonej; ale zdrowie, młodość, wzajemne przywiązanie, w Bogu ufność i zgadzanie się z Jego wolą, wiele siły dodać mogą. Pierwsza więc tylko zima była okropną, późniejsze lata, choć w prostej chacie, schodziły mile w Wyczułkach, zwłaszcza, że sąsiedztwo było przyjemne. W Wyczułkach już mieszkali rodzice nasi, kiedy się okazało, że matka trzeci raz przy nadziei. Matka z westchnieniem myślała, że przybędzie trzecia jeszcze istota niemal na biedę, a dwie słabości odbywszy we wszelkich wygodach, ani pojmowała, jak potrafi przebyć trzecią w chacie i jeszcze w początkach zimy. Intraty wiejskie wówczas tak były ograniczone, że lubo rodzice nasi skutkiem dobrego gospodarstwa i rządu, wypłacali regularnie dziedzicom Zł. poi. 3000, przecież prócz najskromniejszego utrzymania się nic nie mieli, i na nadzwyczajne wydatki grosza nie było. Kochana matka przemyśliwala zawczasu, czem opędzi konieczne wydatki połogu, upatrywała w gospodarstwie jakiego zasiłku, i upatrzyła go w rzepie. Obrodziła się w tym roku nadzwyczajnie ta jarzyna, i ktoś doradził matce, żeby nie sprzedawać jej zaraz po wyrwaniu, ale w doły zakopać, i dopiero w twardej jesieni na targ wywieść. Tak uczyniła; troskliwy mąż dogadzając życzeniom żony, a wreszcie rachując tóż na rzepę,przystał na to: aby mimo ciężkich czasów, nąjąć stancyjkę w Warszawie na dwa miesiące, i żeby tam odbył się połóg. Ustąpił pokoiku doktór i akuszer Waylep w domu swoim na Nalewkach,—a jako był przy pierwszych dwojgu dzieciach, tak i przy trzeciem za daleko mniejszą cenę być się zobowiązał; i wszystko ułożyło się jak najlepiej. W środku Listopada, matka czując zbliżający się czas, chciała już wybrać się do Warszawy, ale wypadało naprzód wyprawić rzepę. Zbierają się ludzie, odkopują doły, wyziew najokropniejszy wszystkich uderza; jesień była bardzo dżdżysta, zgniła rzepa do szczętu. Rozpaczy matki naszćj, trudno opisać, bo sama jćj wypowiedzieć nigdy nie mogła; trzy dni płakała, nareszcie ojciec nasz otworzył do szafy, wybrał najkosztowniejszy sprzęt srebrny, dwa piękne lichtarze, (co było wielką ofiarą, bo nienawidził sprzedaży i marnowania) i pozwolił jej z tym sprzętem, w miejscu rzepy, jechać do Warszawy. Ochtodła z żalu i strachu, i pojechała. Tam zastała nie bardzo wygodny pokoik, bo nad stajnią pełną koni, gdzie 23 Listopada 4798 r. w nocy, urodziła córkę. Na krótko przed tem czytała romans Ryszardsona: Grandyson, tak ją zajął, że powiedziała sobie: że jeżeli syna mieć będzie, nazwie go Karolem; jeżeli córkę, Klementyną. I mnie, bo ja byłam tą córką, ochrzcili pod tem imieniem. Trzymali mnie do chrztu dziad i baba; innych rodziców chrzestnych nie miałam.”
Niedługo Tański z żoną osiadł w Puławach, z obowiązkiem dopełniania poleceń Księcia G. Z. P. być mii w jego literackich pracach pomocą i ciągłym towarzyszem. W r. 180o zakończył życie, zostawiając osieroconą wdowę i małoletnie dzieci. Dziedzice Puław, zapewnili jćj rocznćj pensyi 3,000 złp. Po trzech latach osiadła w Warszawie, i ogłosiła przedpłatę, na wydanie pogrobowych pism jej męża. Sowicie płacili jćj niektórzy za prenumeratę, tak, że zebrany z nićj fundusz, połączony z pensyą otrzymaną, dawał jćj możność porządnego wychowania dzieci i utrzymania, zaprowadziwszy jak największą w domu oszczędność, z wyrzeczeniem się