184
Wójt. Ale cóż to nam pomogło do uwolnienia od pańszczyzny?
Stan. Zaraz usłyszycie. Urzędnicy tu w kraju wiedząc, że ciężko ze szlachtą zadarli, nie dość że na długie i ciężkie więzienia wszystkich poskazywali, na których tylko jaki cień winy spostrzegli, albo siłę charakteru. Nie dość że potwarzali swoje ofiary składając na nich przyczynę nieszczęścia i swoje własne winy.
Cieśla. Jakto swoje własne winy, jakieź-to? Wprawdzie się niektórzy z nich za chłopów przebierali i pomagali szlachtę zabijać, ale przecie tego nie mogli w żaden sposób powiedzieć, że szlachta sama się zabijała!
Stan. Tego też nie mówili. Lecz mówili , 'że szlachta chłopów utrzymywała w ciemnocie i ucisku. A że oni krajem rządzili już od lat kilkudziesiąt, czyjaźby to była wina, gdyby i tak było? Czy nie tych którzy rządzili?
Bart. A juźci to prawda.
Stan. Otóż oni, gdy we Francyi rewo-lucya wybuchła pomyśleli sobie: Pewnie to i Polacy ^ znowu powstać zechcą. A że kobiety : Zony, siostry i matki pomordowanych i uwięzionych żałobę nosiły, że im nie dziękowały za swoje nieszczęścia, więc zaczęli głupich chłopów tumanie, że gdyby się reszty szlachty i szlachcianek pozbyli, toby pańszczyzny nie mieli komu odrabiać.
Jasiek. Prawda, że takie gadaniny były.
Stan. Tymczasem nie Polacy, ale Niemcy w Wiedniu i Berlinie powstali i wymogli na swoich* panujących wolność druku, wypuszczenie więźniów Polskich (bo się oni tój rabacyi przed resztą świata wstydzili) i praw, któreby sobie sejmy powołane z całćj ludności uradziły za stosowne. Teraz wiedząc jak poburzono chłopów, szlachta w radę, co tu robie? Lepsi i odważniejsi powiedzieli: Teraz nas za to karać nie będą, uwolnijmy chłopów od pańszczyzny. I zaraz to tu, to tam oświadczali właścicieli, że uwalniają swoich poddanych. Rząd na tę wiadomość struchlał. Tymczasem utrudnił tym co się z darowizną ociągali takie daó uwolnienia, ale gdy nie można już było cofnąc co się stało, więc ogłosili : Ze cesarz pańszczyznę daruje.
Wójt. Więc to właściwie winniśmy tój szlachcie co pierwsza pańszczyzną darowała, że jńj nie robiemy. Ale słucliajno Stanisławie teraz, kiedy rok czterdziesty ósmy dopiero co przeszedł, bo jesteśmy podobno w połowie czterdziestego dziewiątego?
Stan. Tak jest. Wiecie że już czas dłuższy ze sobą rozmawiamy. A choc wieczory prawie żadne, umyślnie sobie obieracie czas na rozmowę.
Wójt. Otóż ja się boję, czy się jeszcze kiedy pańszczyzna nie wróci?
Cieśla. A juźci wiesz kumie,, że i na sejmie potwierdzili ową darowiznę.
Wicek. A jak cesarz sejm rozpędzid kazał to ogłoszono, że w tern nie zajdzie żadna zmiana.
Stan. Najprzód: Darowizną się to nazywa, lecz to inaczćj wygląda, przypatrzywszy się temu z bliska.
Wójt. No jakże?
Stan. Cudzój własności niema nikt prawa darowad. A potem, gdy pewni ludzie w sejmie Wiedeńskim chcieli, aby to było i zostało bez wynadgrodzenia; rząd i ci co rządowi sprzyjali, przeparli większością głosów, że za pańszczyznę należy się dawnym dziedzicom wynadgrodzenie.
Cieśla. No, to jak cesarz szlachtę wy-nadgrodzi, zapłaci, któż nie przyzna, że ją chłopom sam darował?
Stan. A zkądże cesarz pieniędzy wziąłby na taką zapłatę? Wprawdzie mają duży majątek prywatny arcyksiąźęta, lecz ten nie wystarczyłby na opłacenie pańszczyzny w połowie Galicyi. A cóż w całój Austrya-ckiój monarchii? Bo się to wprawdzie od Galicyi zaczęło, ale na tern się skończyło, że we wszystkich krajach Austryi pańszczyznę znieśd musiano.
Wójt. No, to i któż będzie opłacał to wynadgrodzenie ?
Stan. Kraj cały. A po największej części chłopi i dawni dziedzice.