dalszego rejterowania się; hiszpanie powydobywali co było w furgonie najlepszego, na konie po-ładowali, a mnie przy drodze zostawiwszy, dalej ujechali. Lubo nogi moje jeszcze nie były zupełnie wygojone, jednakże najwolnićj prawie czołgając się idąc, do Mołocfeczny zawlokłem się; tu po-slanowilem czekać na pułk do któregom należał. Przybył wprawdzie pułkownik Woliński zresztą niedobitków do miasta, lecz żadnej żywności z sobą nie prowadził, przeto nazajutrz z pułku już i śladu nie było, każdy żołnierz maszerował bocznemi drogami, a to celem wynalezienia jakićj bądź żywności. W takiórn położeniu rzeczy z Mołodeczny wraz z tłumami ludów do różnych narodów należących, do miasta Wilna pieszo udałem się. Między Molodeczną a Wilnem, utraciliśmy oficerów: z pułku 4-go umarł z przeziębienia podporucznik Gąsinowski; z pułku 7-go, z powodu nieznośnych trudów i odniesionych ran, zakończył życie szef batalijonu Dedenrot; z pułku 9-go podporucznik Młocki, uderzony kulą w głowę, przez nadzwyczajną siłę swoją, po strzaskaniu takowój, jeszcze kilka kroków naprzód posunął się, padł i skonał. Przyciśniony głodem, mrozem, i boleścią w nogach, zwolna krok za krokiem do miasta Wilna dążyłem; przez trzy doby nic w ustach moich nie miałem, już mnie i ostatnie siły opuszczać poczęły, w tym postrzegam dragona konno jadącego (co było tu rzeczą bardzo rzadką do widzenia), opakowanego sakwami; posunąłem się przeciwko niego, i zacząłem prosić, ażeby mi co do pożywienia jeżeli posiada odstąpił. Był to francuz, a francuz chciwy jak żyd na pieniądze, oświadczył, że wiezie kartofle gotowane, i że skorobym mu luidora zaofiarował, on mnie połowę takowych odstąpi.
Bez żadnego namysłu dałem mu Napoleondorą za blisko pół garnca kartofli; posiliwszy się temi zimnemi bez soli kartoflami, śmielej ku miastu i stolicy litewskiój dążyłem. Nakoniec po tylu nieszczęściach, bólu i głodzie, przecie do Wilna przybyłem. Wilno było podówczas miastem cenlralnćm składów żywności, ubiorów i obuwia, które to artykuły powinni byli przeciw żgło-dniałój i nagiej armii rejterującej się, panowie intendenci, kommisarze wojenni, spiesznie wysyłać, lecz ci panowie połowę zapasów na prędce sprzedawszy na pierwszy odgłos rejterada, kozacy, do Francyi z nabytkami swemi pouciekali, a magazyny we wszystko obfite, dla wojsk nieprzyjacielskich otworem pozostawili. A że armija ścigająca nas już blizko Wilna była, przeto dłużój tu nie bawiłem jak godzin 12. Wszystkiego tu dostać można było, profilując z tego, posiliwszy zgłodniały mój żołądek i nakupiwszy prócz ciepłego ubioru, tyle żywności, ile Unieść byłem w stanie, spiesznie na trakt prowadzący do miasta Kowna udałem się. Zaraz za Wilnem jest góra tak wysoka, że pod nią gładko konie kute, żadnej armaty, ani też amunicyi wyciągnąć nie mogły; to było w części zgubą armii Napoleona, że wszystkie konie gładko były kute, przez co gdy ślizgawica mroźna nastała, konie takowe na niej padały, i ciągnąć ciężarów nie były w stanie. Już to od samśj rzeki Berezyny, żadnej wioski na głównym trakcie nie było, spakme-mi one zostały jedynie dla tego, aby się rejterujące wojsko ogrzać przy nich nie mogło, przez co ani mieszkańców, ani domów, prócz nieba i śniegu widziść nie można było. Nakoniec i do miasta Kowna po nad rzekę przybyłem. Tak wielki był tu natłok żołnierzy, że najmniejszego kawałka miejsca w ogrzanój izbie znaleźć dla siebie nie mogłem, a zimno niepraktykowane nie-cłozwalało mi dalój maszerować. Na szczęście moje pomiędzy massą żołnierzy, postrzegam kaprala, z tego samego pułku, którego do siebie przywoławszy, prosiłem go aby mnie w jakićjto-