NAŚLADOWANIE. 297
na powierzchnię naszego planety, dowiadujemy się ze zdziwieniem, że niektóre przekładają formę zwierzęcą nad ludzką. Trudno zrozumieć wybór taki, zgoła nieoczekiwany. Pomysł zadziwia tern bardziej, że dusze przy pierwszem narodzeniu się swojem musiały koniecznie wstąpić w ciała ludzkie, jako jedyne, które odpowiadały ich przeznaczeniu; miałyżby tak szybko obrzydzić je sobie, że więcej powrócić do nich nie chcą? Zostało to niewątpliwie wyjętem z Empedoklesa i pieśni orfeuszowych, ale nie zdołało zrosnąć się z myślą główną Platona, bo jeżeli rozmiłowanie się w pięknem jest pierwszym do filozofii bodźcem a filozofia drogą jedyną, wiodącą napowrót do ojczyzny wieczystej, jest ona zupełnie zamkniętą dla duszy, pokutującej w organiźmie zwierzęcym.
Ale nietylko co do treści mitu polegał Platon na poprzednikach swoich, więcej jeszcze zależnym jest od nich pod względem stylu, wyrazów i ozdób krasomówczych. Cały sposób pisania świadczy wymownie, że albo leżały przed nim rozwarte owe poezye, albo, co prawdopodobniejsze, umiał je na pamięć. Jeżeli naśladowanie dykcyi jednego autora, gdy nie zachodzi potrzeba konieczna, dowodzi w piszącym pewnej młodości i braku wprawy, to pół tuzina autorów naśladowanych na kilkunastu stronicach usuwa wszelką wątpliwość i pokazuje, jak Platon według własnych słów swoich, »pomieszał różne wzory w jedną mowę, niezupełnie pozbawioną wiarogodnosci« Ł). Obraz n. p. duszy, pędzącej na kształt woźnicy, rumakami swemi za Jowiszem i resztą bogów ku krainie nadniebieskiej. gdzie mieści się Prawda, żywo przypomina początek wierszy parmenidesowych o podróży młodzieńca do siedziby prawdy 2). Nawet wyrazy techniczne są te same. Dwie drogi Parme-nidesa, z których jedna wiedzie do prawdy, druga na manowce ludzkich mniemań, przychodzą mimowoli na pamięć, gdy czytamy w Fedrosie, że dusze szlachetne w towarzystwie bogów, karmią
1) Phaedr. p. 265 b: x£piaavT6? o’j ^avT47iaatv a7t(&avov Xóyov etc. Że Sokrates (lub właściwie Platon) myśli o różnych obrazach i podobieństwach poetycznych, z których mit jego się składa, wynika ze słów: »a namiętność miłośna przyrównawszy, nie pamiętam już do jakiego obrazu (art£txa^ov-£ę), może coś prawdy uchwyciliśmy, a może też gdzieindziej zboczyliśmy; tak tedy za pomocą mieszaniny ułożywszy mowę niezupełnie pozbawioną wiarogodno^ci, dodaliśmy himn mityczny i t. d. Dobrze zrozumiał to miejsce Volquardsen p. 253 sq.
2) Porów. Tom I. str, 2ą3 i nast. Dostrzegli tego naśladownictwa już Stein-r hart, Volquardsen i t, d.