296
żdego, to najszczęśliwsze są głowy koronowane, bo wszelkiej nieprawości dopuścić się mogą, a nie spotka ich zato żadna kara.
Tak to mniej więcej wygląda sprawiedliwość ziemska, albo raczej niesprawiedliwość. Więc jedno z dwojga: albo Bóg stworzywszy świat, pozostawił go jego losowi i wcale się o niego nie troszczy, albo przyjdzie: dies magna et amara valde — dzień porachunku, w którym jedni „odniosą według uczynków ciała", a inni sowicie zostaną wynagrodzeni za dni, „w których ich poniżył Pan". Ze pierwsze przypuszczenie jest niemożebne, to aż nadto widoczne; deizm jest niemniej niedorzeczny, bo obraża Bożą miłość, jak panteizm Jego naturę. Bóg wszystko uczynił „pod miarą, wagą i liczbą", wszędzie w przyrodzie panuje ład i harmonia, prawa fizyczne te same dziś, co wczoraj; zatem i prawo moralne musi znaleźć swe zastosowanie, a nie znajdując go w całej pełni na ziemi, po za grobem musi się doczekać całkowitego dokonania. W tem właśnie spoczywa różnica między jednem a drugiem prawem, że fizyczne prawo jest normą zmuszającą pojedyncze istoty do koniecznego postępowania według ściśle przez Stwórcę zakreślonych im granic, prawo zaś moralne nie nakłada na człowieka tego żelaznego hamulca: ty musisz tak postępować, lecz tylko mu powiada: tyś powinien tak, a nie inaczej czynić. Bóg bowiem stworzył człowieka wolną istotą, która nie z ślepej konieczności ma Go słuchać, ale zapomocą wolnej woli, światłem rozumu kierowanej, ma uznać w Nim swego Pana. Dlatego to Bóg pozwala na to, że człowiek może łamać Jego wolę, przestępować Jego prawo, ale czy na zawsze? Nie, wcześniej czy później, każdy przestępca musi ponieść karę, musi cierpieniem przywrócić zwichniętą równowagę, jaka istnieje między prawem a jego sankcyą; sprawiedliwości Bożej musi się stać zadość, bo gdyby Bóg mógł nie dbać o to zadośćuczynienie Swej woli, przestałby być Bogiem.
„Potrzeba przyszłego porządku rzeczy — powiada gdzieś Cuvier — głęboko czuć się daje, bo inaczej się nie widzi, dla-