429
wieka bezwzględnej piękności, przyznać musimy, że niezrównana prostota naszego poety, po wszystkie czasy godną będzie uwielbienia, albowiem prawda, owa najpierwsza zaleta każdego utworu sztuki, zawsze jest piękna, czyli to widzimy ją wyrytą ognistem piórem natchnionego wieszcza, czyli też wypływającą nieuczonóm słowem, wprost z tkliwego i poczciwego serca. .ynbo./w tuob cob9l .bulnę od iirieolw siib-jL
Jako dowód owćj prawdy i prostoty, przytaczam: „Powrót z Warszawy na wieś.” Trudno zaprawdę odczytać bez głębokiego wzruszenia, ów wierny obraz rzewnej i prawej duśzy poety:
as 'nq {iiitł uli i >'i ,9 anstd Slstft ' ! flis. J ,
Otóż mój dom ubogi, tez Iepioue ściany,
Te okna różuoszybne, piec niepolewany,
I nlzka strzecha moja; wszystko tak jak było,
Tylko się ku starości więcej pochyliło.
Szczęśliwy, kto na małym udziale przebywa,
Spokojny siadł przy stole wiejskiego warzywa;
Z swej obory ma mięso, z ogrodu jarzynę,
Z domn napój i wierną przy poku drużynę.
Obym ja był tak dawulej myślał, oszukany,
I w ukrytym gdzieś kącie żył raczej nieznany;
Gbyby o mnie w powiecie nawet nie wspomniano,
1 tylko mnie sąsiadem dobrym nazywano; liyin się żywił z krwawego rąk moich wyrobku,
Żył na św lecle bez w leści, umarł bez nagrobku!
Com zyskał, że rzuciwszy ubogie zagrody,
Chciałem nłeopatrzony płynąć przeciw wody?
I widząc na me oczy jak drudzy tonęli,
Jam sobie myślał: „Oni płynąć nie umieli.”
Com zy skał na wysokie pańskie pnąc się progi,
Gdzie po śliskich ich stopniach obrażając nogi,
Mc się z moim lepszego nie zrobiło stanem,
Prócz maruego wspomnienia, że gadałem z panem.
Kiedy mnie ojciec stary żegnał przy swym zgonie,
„Idź—mówił—synu na świat; w jakiej będziesz stronie, Pamiętaj, że na prawdzie nikt nigdy nie traci.
Zostawiam cię ubogim, prawda clę zbogaci.”
Słnchałem cię mój ojcze, goszcząc między pany,
Takera pisał — tak mówił—jak był przekonany;
Nie brałem sobie za cel indzkle głosić winy,
A jeślim kogo chwalił, nigdy bez przyczyny.
Cóżem zyskał, pochlebstwem ule służąc nikomu?
Otom wrócił uboższym, niż wyjechał z domu.
Me przeto święta cnoto porzucić clę trzeba Że wieku dzisiejszego nic nie dajesz chlebR;
Choćby mi jeszcze w'ololej miało szczęście pociec,
Bo i z prawdą pięknie jest, I tak kazał ojciec.
Trzeba wyznać jak było, że ml coś dawano,
Ale wszystkie godziny życia knplć chciano,
Żebym wieczny niewolnik znosił jarzmo czyje,
Żył wszystkim, a sam naw'et zapomniał że żyję.