159
ćlować. Niech przyjdą jutro, a teraz niech izbę oczyszczą, będziemy futra układać.
Jakuci, posłuszni rozkazowi, zaczęli się z jurty wysuwać. Na dany znak, kilku woźniców do belki poprzecznej, płaski dach podtrzymującej, przywiązało dwa arkany, do których przymocowali mokry, skórzany wór, szeroki a krótki, a tak wysoko wiszący, żeby dnem nie dotykał ziemi. Do tego worka, pod nadzorem obiadujących, zaczęto ładować skórki leżących na ziemi futer, układając je, o ile możności, ściśle i udeptując nogami. Starszy subjekt wciąż zaglądał do leżących obok jego talerza notatek, a kupiec patrzał, pił i poił rozgorączkowanego tylko co ukończonym rachunkiem Andrzeja. Rozmowa toczyła się przeważnie po jakucku, Paweł przeto nie, brał w niej udziału; rozumiał tylko jeden wyraz: „charczy, charczyga, charczynan" — pieniądz, pieniędzy, pieniędzmi — wciąż wymawiany z zacięciem, w którem dźwięczało upodobanie.
Ponieważ libacye stawały się coraz częstszemi, rozmowa coraz huczniejszą, pytania, zadawane Pawłowi, coraz drażliwszemi, jak tylko obiad się skończył, pośpieszył wynieść się ukradkiem, zabrawszy czapkę.i broń z kołka.
Przechadzka, świeże powietrze, monotonny śpiew ptaków na błotach i cisza drzemiących opodal borów, uspokoiły go i rozprószyły niewesołe myśli, co kotłowały po głowie. Powracając do sadyby, pragnął już tylko snu i wypoczynku.
Obozowisko ucichło, dymy dogorywających ognfśk słały się leniwie po ziemi, konie, puszczone na paszę, rozbiegły się po łące. Ludzie, nakrywszy się na głowy kolorowemi kołdrami, spali pomiędzy jukami; tylko przy namiocie kupca czuwał Wasia zapewne pilnując towarów, a obok stał Ujbanczyk,