Brzeski pomyślał i zgodził się.
Nazajutrz Brzeski z odświętnie ubranym Siań-szenem udali się do misji. Chińczyk chciał widocznie uniknąć otwartego zerwania ze swemi katolickiemi przyjaciółmi.
Pogoda sprzyjała im. Wrzawa tysiącznych głosów i roje ruchliwych przechodniów wypełniały ulice. Ludzie korzystali z przerwy w słocie, aby załatwić swe sprawy; szli. biegli wśród tłumów wrzaskliwych przekupniów, mijali się, jechali konno, na osłach lub rozpierali się w lektykach, niesionych przez czeredy półnagich, wykrzykujących jękliwie tragarzy.
Ryczały wielbłądy, przybyłe z dalekich stepów, krocząc niezręcznie po miejskim błocie; woźnice klęli i kłócili się z sobą. Na moście sparło się wszystko: olbrzymi bawół, wprzężony do wozu, padł pośrodku i ruszyć się nie chciał, Siań-Szen z Brzeskim nie mogli się przedrzeć przez ciżbę, stanęli w środku i czekali cierpliwie, aż się ruszą przednie szeregi. Wtym rozległy się dzikie okrzyki i zaczęto ich od mostu silnie naciskać. Zamęt rósł i zbliżał się. Wkrótce dostrzegli pośrodku ulicy kalwakatę Europejczyków, która biła niemiłosiernie tłum szpicrutami i parła go bez ceremonji końmi.
Brzeskiemu zapłonęły oczy. Skończyłoby się jednak na oburzeniu, gdyby Anglik nie najechał był osłem na stojącego przed nim starca i nie uderzył go laską w zęby. Krew popłynęła z rozciętych warg Chińczyka, którego całą winą było, że się niedość pośpiesznie usunął. Brzeski schwycił osła za uzdę i w tej chwili dostał sam kijem przez głowę. Wtedy stracił przytomność i tak silnie pociągnął Anglika za nogę, że ten spadł z siodła. Wszczął się zamęt, motłoch zaczął bić obu zapaśników, aż rozpędzili go europejscy jeźdźcy i uzbrojeni w bambusy poli-
Za morski djabeł. 11 161