i nieznane. Woda była bardzo ciepła i gdy fale przelewały się przez pokład, fosforyzowała przepięknie.
Sztorm był jednak rzeczywiście ciężki. Nasze pomieszczenie międzypokładowe zalało i woda przelewała się z hukiem z burty na burtę. Nikt nie spał. Nazajutrz przybyliśmy do Plymouth. Dowiedzieliśmy się wówczas z dzienników, że podczas wczorajszego sztormu dużo statków na morzu ucierpiało, a znaczna ilość kutrów rybackich nie powróciła...
Pogoda w dalszym ciągu była typowo październikowa: chmurno, wietrzno i padał deszcz. Za swoje przekroczenie ciągle jeszcze nie miałem prawa zejścia na ląd, za to częściej zastępowałem któregoś z kolegów na jego wachcie przy sterze kutra parowego. Wtenczas przez kilkanaście minut oczekiwania przy przystani spacerowałem na brudnym nabrzeżu, otoczonym szynkami i barami, a nawet mogłem dojść do położonego nieco dalej rynku rybnego, gdzie widziało się masy najrozmaitszych ryb, wyładowywanych z kutrów na nabrzeże i odtransportowy-wanych potem dalej.
Poza tym wziąłem udział w paru wycieczkach do stoczni wojennych, które zwiedzaliśmy pod kierownictwem oficerów angielskich. Odwiedziliśmy też wówczas dwa krążowniki, które były w remoncie. Przy tej sposobności mogłem chociaż pobieżnie obejrzeć to jedno z ładniejszych miast angielskich.
Po kilkudniowym postoju w Plymouth wyruszyliśmy dalej.
Na „Aurorze” i na innych krążownikach naszego oddziału mieszkaliśmy znacznie wygodniej niż na pancernikach. Nasze pomieszczenia były w międzypokładach, posiadały okienka. Nie byliśmy nawet zbyt ścieśnieni. Tak samo jak na regaty, jeszcze w zimie w Korpusie tworzyliśmy grupy i wywieszaliśmy ogłoszenie, że podczas pływania zajmiemy takie a takie pomieszczenia na okręcie, na który zostaniemy wyznaczeni. Ponieważ podczas 6 lat pobytu w Korpusie nabrałem pewnego sprytu w urządzaniu naszego skromnego życia, przeto udało mi się z grupą moich kolegów zająć na „Aurorze” przedni prawy kąt pomieszczenia. Mieliśmy tę przewagę, że sąsiadów mieliśmy tylko z jednej strony. Grupka nasza była dość dobrze dobrana pod względem usposobienia i charakterów.
Najbliższymi moimi kolegami na „Aurorze”, z którymi mieszkałem w ciągu pół roku, byli Lonia Pietrowski — słuszny,
86