Stosownie do programu wyruszyliśmy na Morze Śródziemne, gdzie kolejno odwiedzaliśmy porty: Gibraltar, Tulon, Bizer-tę, Neapol, Pireus, Algier oraz zatokę Sudas na Krecie, gdzie znowu spędziliśmy dłuższy czas, odbywając najrozmaitsze ćwiczenia.
Gdy okręty nasze stały na kotwicy w Tulonie, gdy znowu nie wiadomo skąd i kiedy nadeszła zimna i dżdżysta pogoda, a statki nasze zasypywał kurz ładowanego węgla, pewna monotonia pływania została przerwana wiadomością, że w Cannes zmarł wielki książę, stryj cara. Admirał otrzymał polecenie wyjścia niezwłocznie po ładowaniu węgla z eskadrą do Villefranche, gdzie na pokład „Bogatyra” trzeba było zabrać zwłoki i zawieźć je do Sewastopola, przy czym dwa inne krążowniki miały eskortować „Bogatyra” do Dardaneli, przez które przejście było dla okrętów rosyjskich zabronione konwencją międzynarodową.
Tęskno mi było do Petersburga. Dowiedziałem się w jakiś sposób, że kilku z nas przydzielą na „Bogatyra” do pełnienia warty przy trumnie. Zwróciłem się do wychowawcy i po dłuższych naleganiach przydział dostałem.
Przybyliśmy do malowniczej zatoki w Villefranche. Wypogodziło się. Delegowano nas w uniformach galowych do Cannes i przy tej sposobności mogliśmy chociaż pobieżnie obejrzeć Monte Carlo. Przeniesiono mnie na „Bogatyra”, gdzie jako tako urządziłem się przy pomocy brata. Transportacja zwłok księcia odbyła się wieczorem z dużą pompą, należną tak bliskiemu krewnemu cara. Z pokładów naszych krążowników widzieliśmy, jak z wysokiego wzgórza wolno zsuwał się ku morzu orszak, oznaczony wężową wstęgą pochodni. Z dział krążowników oraz z okrętów francuskich rozlegały się rzadkie strzały salwy pożegnalnej. Trumnę przywieziono na jednym ze wspaniałych kutrów „Bogatyra”, których zazdrościliśmy naszym kolegom, mając na naszych krążownikach znacznie skromniejsze. Podniesiono ją na pokład. Wszedł również jeden z wielkich książąt ze świtą, syn zmarłego. Podniesiono natychmiast kotwice, skierowaliśmy się na wschód.
Mając na pokładzie kilku oficerów lądowych, a sami czując się zaprawionymi marynarzami, pragnęliśmy niepogody i sztormu. Tymczasem przez całą drogę do Czanaku, gdzie rozstaliśmy się z „Aurorą” i „Dianą”, pogoda była przepiękna, jak
89