gólnych dowódców. Grupa kanonierek, nie mając postawionego zadania, udała się kursem w kierunku na port Jastarnia, gdzie wcześniej już skierował się Dywizjon Minowców, mając uszkodzenia na okrętach oraz dużą ilość rannych i zabitych. Około godz. 18 dowódca grupy kanonierek kpt. mar. Stanisław Mieszkowski zdecydował wejść do portu Jastarnia^ Oba okręty weszły do portu, ale okazało się, że nie było już miejsca na postój, więc nie cumując nawet, kanonierki wyszły na redę Jastarni. Wkrótce nadszedł sygnał z dowództwa Morskiej Obrony Wybrzeża, które znajdowało się na Helu, polecający kanonierkom prowadzenie patrolowania rejonu port handlowy Hel—Jastarnia (od strony Zatoki Puckiej).
Mimo niepowodzeń pierwszego dnia działań bojowych, nastrój wśród załogi i oficerów na okręcie był dobry. Obsługi dział oraz skromnej artylerii przeciwlotniczej przebywały bez przerwy na stanowiskach bojowych. Początkowe niepowodzenia składano na karb zaskoczenia przez Niemców. Mówiło się dużo na temat sprowadzenia pomocy z Anglii [...] Liczono wreszcie na nasze lotnictwo, o którym dużo pochlebnych zdań słyszało się w okresie poprzedzającym wybuch wojny.
Schyłek pierwszego dnia wojny oraz noc z 1 na 2 września upłynęły dla kanonierek spokojnie. Cała praca polegała na bezustannym patrolowaniu wyznaczonego odcinka. Można było obserwować liczne pożary na Kępie Oksywskiej oraz odgłosy bombardowania na cyplu półwyspu Hel. Okręt szedł w wachcie bojowej, pozostała część załogi, nie zajęta obsługą mechanizmów i uzbrojenia, odpoczywała w pobliżu swoich stanowisk bojowych.
Nastąpił świt 2 września 1939 roku. Pogoda była piękna. Zatoka bez najmniejszych zmarszczek. Niebo jasne. Obydwie kanonierki były atakowane kilkakrotnie w ciągu dnia przez pojedyncze i małe grupki niemieckich samolotów bombowych, które, widząc słabą obronę przeciwlotniczą, schodziły do zrzucania bomb na niskie wysokości. Jednak i tego dnia skuteczność bombardowania była bardzo słaba i okręty żadnych strat nie poniosły. Na morzu w tym dniu panował względny spokój.
Około południa wachta sygnałowa zameldowała wynurzenie się okrętu podwodnego z lewej burty, w odległości około 15 kabli. Zarządzono alarm bojowy i nieomalże otwarcie ognia artyleryjskiego, co okazało się zbyteczne, ponieważ był to ORP „Orzeł”; wynurzył się on do pozycji krążo-wniczej i natychmiast poszedł w zanurzenie3. Należy podkreślić, że tak w okresie międzywojennym, jak i w czasie kampanii wrześniowej, w Marynarce Wojennej nie obowiązywał żaden system powiadamiania. Poszczególne zespoły czy okręty nie znały sytuacji na morzu, nie orientowały się, gdzie działają inne okręty, nie mówiąc już o tym, że zjawienie się samolotów nieprzyjacielskich było zawsze zaskoczeniem. Alarmy prze-
3 Okręt wynurzył się o godz. 13.35, aby po spędzeniu prawie dziesięciu godzin w zanurzeniu dokonać wentylacji (J. P e r t e k: Dzieje ORP „Orzeł”. Wyd. 2. Gdynia 1966, s. 29).
113
8. Ostatnia Reduta