ogniem samolotów-niemieckich. Jak później sam oświadczył, to na żadnych regatach tak nie wiosłował, jak wówczas. Złośliwi twierdzili, że zgodnie z zasadami taktyki stosował „zygzaki” jolką, by utrudnić Niemcom „wstrzelanie się”. Skończyło się jednak na strachu.
Z kanonierek szczęśliwie nikt nie poniósł większego szwanku, poza potłuczeniami od kamieni, które otrzymali marynarze w schronie urządzonym na molo.
Straciłem cały swój „majątek” na zatopionym okręcie. Worek marynarski załadowany ekwipunkiem podehorążowskim pozostał w kabinie i mimo usiłowań nie mogłem go wydobyć, gdyż kabina znajdowała się na prawej burcie, zanurzonej pod wodą. Najbardziej szkoda mi było albumu ze zdjęciami z podróży na „Iskrze”. Pozostało mi tylko to, co miałem na sobie, to znaczy gorszy komplet umundurowania oraz przy-bory do golenia, które na skutek koczowniczego życia miałem w kieszeni. Weszło mi to potem w zwyczaj i aparat do golenia nosiłem zawsze w kieszeni, wraz ze znaczkiem tożsamości, czemu zawdzięczają te przedmioty, iż mam je do obecnej chwili.
W dniu 4 września załogi kanonierek oraz innych oddziałów stacjonujących na cyplu zajęte były rozładowywaniem barek z żywnością, które przyholowano z Gdyni. Był to przeważnie ryż, który z braku magazynów umieszczono między budynkami, przy głównej ulicy osady i nakrywano brezentem. Zbieraliśmy zapasy, przygotowując Hel do dłuższej obrony, licząc, że doczekamy się odsieczy z kraju, a gdy to stało się już wątpliwe, to jeszcze przez długi czas pogłoski o rychłej pomocy floty angielskiej podtrzymywały w nas tę nadzieję.
Flota nasza po dniu 3 września przestała w zasadzie istnieć. Jedynie cztery trałowce, jako tako całe, przetrwały ten ciężki okres i chlubnie wykonały dalsze zadania minowania i ostrzeliwania pozycji niemieckich na płycie oksywskiej. O okrętach podwodnych nie mieliśmy wiadomości. „Orła” widzieliśmy w dniu 1 września w Zatoce, przed nalotem na „Gryfa”, jak ładował akumulatory, potem słuch o nim zaginął.
Po zniszczeniu prawie wszystkich okrętów, w dniu 4 września przyszedł rozkaz, by z ocalałych załóg formować oddziały obrony przeciwdesantowej. Broń, jaką się tylko dało, wymontowano z okrętów [...]
Załogi kanonierek zostały wykorzystane do uzupełnienia strat w załodze stałej Helu, obsady nkm włączono do obrony przeciwlotniczej, z reszty sformowano oddziały przeciwdesantowe. 5 września kpt. mar. Mieszkowski wyznaczył mi odcinek szerokości około 100 m od strony Zatoki, między portem rybackim a wojennym. Dostałem jeden ckm i około dziesięciu marynarzy i podoficerów z „Hallera” z poleceniem zorganizowania stanowiska. Oprócz ckm mieliśmy także parę karabinów i jeden hełm znaleziony po jednym z nalotów na ulicy. Po sprawiedliwości przydzieliłem go do ckm dla celowniczego; był on przekazywany przy każdej zmianie służby jako „insygnium władzy”. Stanowisko dla
127