z którego schody na górę wychodziły akurat przed moją kabiną, w godzinach wieczornych dolatywały suche uderzenia kostek domina, bardzo popularnego wśród marynarzy, oraz smętna melodia Stieńka Riazin. Tak często to słyszałem, że sam się nieźle nauczyłem tej piosenki. Między fotelem a umywalnią było dość miejsca na leżankę dla mego starego przyjaciela foksteriera Ready, który odbył już ze mną prawie całą kampanię na „Riuriku”. Dopiero w 1917 roku żona przeniosła się na stałe do Helsingforsu i Ready poszedł na ląd. Był przez wszystkich łubiany i rozpieszczany. Nie sprawiał mi żadnego kłopotu. Lubił bardzo chodzić na ląd na spacery. Przed odejściem każdego kutra na ląd zwykle dawano z wachty dla uprzedzenia jadących kolejno dwa, a potem trzy dzwonki. Ready, zwłaszcza po południu, kiedy wiedział, że wyjeżdżam, bywał bardzo niespokojny i spoglądał pytająco na mnie. Można sobie wyobrazić, jak bywał zmartwiony, gdy nie mogłem go zabrać, choć zwykle zabierałem. Często też wybierał się na ląd sam, jeżeli zapomniałem przymknąć drzwi. Mogłem jednak być spokojny. Ten pies nigdy nie zgubił drogi. Jeżeli był nieobecny przez jakieś trzy doby, to widać było mu to potrzebne. Po dłuższych swoich wyprawach i wycieczkach wracał pokiereszowany i przez dobry tydzień nawet na dzwonki nie zwracał uwagi. Gdy wyjeżdżałem z Finlandii, zostawiłem go u znajomych, od których potem miałem wiadomość, że Ready żył 9 lat.
Służbę moją na „Riuriku” mogę uważać za jeden z przyjemniejszych okresów podczas wojny. Towarzystwo kolegów było miłe i sympatyczne. Podczas postojów w porcie zajmowaliśmy się załogą, jej szkoleniem i nauczaniem. Dość często wysyłano nas na bliższe i dalsze wyprawy, zawsze połączone z możliwością spotkania przeciwnika. Admirała Bachiriewa w międzyczasie przeniesiono na dowódcę eskadry nowych drednoughtów. Naszą zmniejszoną eskadrą dowodził teraz admirał Truchaczew, przeniesiony z „Olega”, na który wyznaczono dowódcę — prawdziwego „holsztyńca”, barona Deńca [?].
Dla mnie satysfakcją największą było prowadzić ten piękny krążownik, o zagłębieniu 30 stóp, długości 200 metrów i szerokości około 25. Sterował świetnie. I gdy szliśmy farwa-terem szkierowym ze znaczną stosunkowo szybkością, bo 15 mil na godzinę, to przyjemnie było widzieć, jak ten duży, ale
138