czeka”. Potem położyli rannych na koce i zanieśli do drogi, czekając na samochody.
Ja pobiegłem naprzód, bo nie byłem pewny, czy ten sanitariusz coś załatwił. W połowie drogi spotkałem go, biegnącego w moim kierunku. Z daleka już pytam: „Jadą auta”? „Jadą”, odpowiada sanitariusz. Rozkazałem sanitariuszowi zostać przy rannych, pokłaść ich do samochodu, odwieźć do szpitala, a potem wrócić.
Po odwiezieniu rannych oficerowie i podoficerowie liczyli jamy od bomb, które spadły w pobliżu naszego stanowiska. Jak się okazało, było ich blisko 100. W tym pierwszym nalocie przekonali się wszyscy, że ciężkie karabiny maszynowe nie szkodzą samolotom. Dowódca rozkazał, aby ckm już nie strzelały, tylko nkm. W trakcie walki jednak nerwowo nie wytrzymywali i tak strzelali z ckm. Ja swój ckm ustawiłem nad brzegiem morza. Została przydzielona nowa obsługa, a ja zostałem przeniesiony do najcięższych karabinów maszynowych.
Objąłem wszystkie obowiązki, ale najgorsze było to, że nie wiedziałem, jak się ładuje, strzela itd., ponieważ nie byłem artylerzystą [...]
Dodać należy, że w pierwszej walce z lotnikiem niemieckim swe męstwo i bohaterstwo wykazali: mar. Cybulski, który był przy nkm. Samoloty obrzucały go bombami i siekły po nim z broni pokładowej, a on nieustannie bił z nkm. Kiedy trafił jeden z samolotów, ten począł się momentalnie obniżać nad morze, garnąc wodę za sobą. Nkm-ista widząc, że samolot leci już po wodzie, przestał strzelać. W tym momencie samolot poderwał się i momentalnie wzbił się za chmury.
Inny marynarz, st. mar. rez. Terliński, bije z ckm; bomby blisko upadały, ckm zaciął się. Obok leżał ręczny karabin. Marynarz kiwa na samoloty. Już są nad nim, walą bomby i sieką z karabinów. Bomby rwą się koło marynarza, przywalają go ziemią. On wyszedł spod piachu, jego karabin znikł. Wyjmuje z kieszeni rewolwer [...], strzela do nich z rewolweru. Już gwizd bomb, znów jest przywalony ziemią. Wstaje, otrząsa z siebie piach i grozi im ręką. Nie mając już czym strzelać, wycofuje się do schronu.
Mar. Lewandowski, karabinowy rkm, był na dachu centrali artyleryjskiej w trakcie walki z samolotami. Bomby blisko upadały, rkm został uszkodzony, on zaś zapalił papierosa i chodził po dachu. Samoloty w dalszym ciągu obrzucały go bombami i biły z broni maszynowej. On nie zwracając na to uwagi, groził im ręką i dalej palił papierosa. Dowódca baterii zapytał go później, dlaczego się nie chował, kiedy rkm się zaciął. Marynarz odpowiedział mu: „Ja się szwabów nie boję”.
2 września
[...] Od godz. 20.20 naloty trwały kolejno co 15 minut. Nkm nr 1, którego dowódcą był mat Roiła i nkm nr 2, którego byłem karabinowym, a ładowniczym był mar. Czerwionka —. biliśmy do samolotów prawie
154