doświadczeni tym nalotem, stali się bezwzględnie zdyscyplinowani. Jeżeli nie ponosiliśmy strat w ludziach, należało zawdzięczać to dobrze zorganizowanej obronie przeciwlotniczej i obsłudze obserwacyjno-alarmowej, która na czas alarmowała o zbliżających się samolotach nieprzyjacielskich.
W dniu 29 września od wczesnego rana Niemcy strzelali na pierwszą linię. Ofiar w ludziach nie było. Większość pocisków padała poza nasz teren. Duch walki i dyscyplina żołnierzy była dobra. My, wiedząc o sile wybuchu, obawialiśmy się, aby pocisk artyleryjski nie spowodował wybuchu zapory minowej. Wieczorną porą oddziały piechoty niemieckiej coraz agresywniej nacierały na nasz odcinek, starając się jednocześnie opłynąć zaporę i zaatakować nas od strony zatoki. Nasze zapasy amunicji szybko zmniejszały się, co gorsza, dowiedzieliśmy się, że zapasy amunicji na Helu są małe.
W godzinach wieczornych dowódca odcinka otrzymał rozkaz wysadzenia zapory. Po wycofaniu marynarzy z pierwszego odcinka na odległość około 150 m, pozostałem z bosmatem Wysoczyńskim na punkcie zapalania odstrzału, około 100 m od pierwszej linii. Leżeliśmy za drzewem, obok nas kilku marynarzy jako ubezpieczenie. Zapora posiadała kilka doprowadzeń odpalających. Przy odpaleniu spłonki drugiego doprowadzenia nastąpił wybuch. Fala uderzeniowa była ogromna. Pomimo odległości pokrytej drzewami, powietrze rzuciło nami. Natychmiast po wybuchu załoga pierwszej linii pobiegła na swoje dawne miejsce. Schrony nasze zastaliśmy tak zniszczone siłą wybuchu, że nie nadawały się do użytku. Wybuch jednak nie przerwał półwyspu, jak przewidywał plan. Powstały głębokie leje, między którymi można było nawet przejechać wozem. Wybuch spowodoWał spustoszenie wśród żołnierzy niemieckich, którzy prawdopodobnie byli przygotowani do dalszego natarcia. Stwierdziliśmy około 80 żołnierzy niemieckich nieżywych1. Fala uderzeniowa spowodowała przerwanie naczyń krwionośnych i silne krwotoki, które wywołały śmierć.
Przez noc pozostaliśmy na pierwszej linii. Rano 30 września Niemcy przypuścili atak na naszą linię. Zasypali nas ogniem huraganowym artylerii. Byliśmy zmuszeni wycofać się na drugą linię, ostrzeliwując się przed nacierającym nieprzyjacielem. Na drugiej linii zatrzymaliśmy nacierających Niemców przez cały dzień. Późnym wieczorem nadeszła kompania KOP, która zajęła nasze stanowiska.
Przeszliśmy na trzecią linię rezerwową. W tym dniu artyleria okrętowa od strony zatoki gęsto ostrzeliwała nas. Żołnierze już byli przyzwyczajeni do ognia artylerii; nauczyli się rozróżniać gwiżdy pocisków i odpowiednio chronić przed nimi. Ofiar w ludziach nie było. Byliśmy natomiast głodni. Od 29 września nie nadszedł żaden transport żywności. Pokarmem naszym były ryby łowione w nocy.
216
Wydaje się, że liczba ta jest mocno przesadzona. Nie potwierdzają jej inne relacje ani też opracowania niemieckie.