W tym czasie zadzwonił gwałtownie przymocowany do drzewa, pod którym leżałem, telefon połowy. Zdjąłem słuchawkę i zgłosiłem się. Oficer z dowództwa zapytał mnie, dlaczego się nie odzywa nasza centrala telefoniczna „Stanisław”. Poinformowałem go, że obecnie trwa walka i że Batalion mój znajduje się pod nalotem samolotów niemieckich oraz, że „Stanisław” obecnie odpowiedzieć nie może, ponieważ znajduje się w środku póła akcji, a poza tym najprawdopodobniej już jest zajęty przez Niemców. Dodałem, że widzę nieregularne grupy żołnierzy naszych, wycofujące się pośpiesznie drogą w głąb Helu. Oficer ów polecił mi wówczas, aby żołnierzy zatrzymać.
Wyszedłem na środek drogi helskiej, którą szli pośpiesznie żołnierze z karabinami zwisającymi na pasach, hełmach stalowych zwisających na karku, o spoconych, przerażonych twarzach. Zwróciłem się do nich, aby się zatrzymali i schronili za wzniesieniem terenu i odczekali przybycia dowódcy Batalionu. Przeważnie mnie mijali wołając, że należy uciekać, ponieważ każdej chwili wjadą niemieckie czołgi.
Słysząc warkot motoru, zauważyłem na drodze od linii frontu naszego motocyklistę. Zwróciłem uwagę żołnierzom, że to przecież motocykl, a czołgów niemieckich nie widać wcale.
Ostatecznie zebrałem grupkę może dwudziestu do trzydziestu żołnierzy, z którymi schowałem się za zasłoną drobnego wzniesienia terenu po południowej stronie drogi helskiej i tam doczekaliśmy przybycia ówczesnego dowódcy batalionu, porucznika z baonu KOP, który zjawił się wkrótce, bardzo wyczerpany.
Zameldowałem się i zapytałem o dalsze rozkazy. Polecił mi wycofać się wraz z taborem sanitarnym do Kuźnicy.
Przybyliśmy tam około wczesnego popołudnia. Zastałem tam już około 100—150 żołnierzy mego oddziału, rozłożonych u skraju lasu.
Zaszokowanie ludzi tych było dla mnie zrozumiałe. Silny ogień niemiecki, wsparty bezustannym bombardowaniem kilku samolotów na niedużej przestrzeni między Helem a Hallerowem, stworzył atmosferę prawdziwego piekła, tym więcej że wobec nisko latających samolotów byliśmy bezbronni.
Wobec tego, że w Kuźnicy byłem jedynym oficerem, znajdującym się przy oddziale, zgłosiłem się telefonicznie do dowódcy M.D.Lot. kmdr ppor. Szalewicza w Juracie i otrzymałem rozkaz dalszego czekania na rozkazy.
Gdy przybył dowódca mego oddziału wraz z dwoma młodszymi oficerami, sformowaliśmy się znowu w oddział, który nie przekraczał liczebnie siły kompanii i udaliśmy się w głąb lasu helskiego w kierunku Chałup. Tam zostaliśmy rozlokowani w Okopach w poprzek półwyspu, tworząc na przedpolu Kuźnicy długą linię, poza linią utworzoną przez oddział Straży Granicznej w rejonie Chałup.
Punkt opatrunkowy początkowo mieścił się w lesie, gdzie zamaskowa-
223