PODZIEMNA ROSJA
Potem Sołowjow stał się bardziej rozmowny, z zadowoleniem opowiadał, jak to noc przed wystrzałami „spędził... u pewnej prostytutki" (lubił ich szokować). Nacieszywszy się na ostatek rozkoszami życia, poszedł zgładzić cesarza; nie zapomniał włożyć „czystej koszuli", w którą się wcześniej zaopatrzył, a brudną porzucił na chodniku. Szedł przecież na śmierć. Po co się targnął na życie cara? Chciał pomścić towarzyszy.
- Niczym cienie defilują w mojej wyobraźni ci, którzy ponieśli męczeńską śmierć w walce o sprawę ludu, znaleźli się w szeregu oskarżonych w największych procesach politycznych i przedwcześnie zginęli.
Z satysfakcją wyjaśniał również cele, jakimi się kierował:
- Należę do rosyjskiej socjalno-rewolucyjnej partii, która uznaje za skrajną niesprawiedliwość to, że większość narodu pracuje, a mniejszość korzysta z jego pracy. My, socjaliści, wypowiadamy wojnę rządowi... Do cara jako do wroga ludu możemy żywić jedynie wrogie uczucia.
Wierzył, że swym wystrzałem „przybliżał świetlaną przyszłość", chociaż ową przyszłość, gwoli której zabijał, wyobrażał sobie nader mgliście:
- Nie mogę sobie jasno wyobrazić nowego ustroju społecznego, ale sądzę, że ludzkość winna osiągnąć taką doskonałość, iż każdy będzie mógł zaspokoić swe potrzeby bez żadnego uszczerbku dla innych.
I pierwsi dostojnicy cesarstwa, w epoletach i orderach, którzy kiedyś nawet na próg swych gabinetów by go nie wpuścili, teraz bacznie wsłuchiwali się w każde jego słowo, starannie zapisywali wszystkie jego rozważania!
Więcej nawet, on, nikomu nieznany Sołowjow, zmusił cara Wszechro-sji i całą carską rodzinę do zmiany trybu życia! Z porannych spacerów po mieście car teraz zrezygnował. Obecnie wyjeżdżał tylko z ochroną. Z ochroną zobowiązani byli jeździć także wielcy książęta.
Następnego dnia następca zanotował w dzienniku:
Dzisiaj musiałem po raz pierwszy wsiąść do karety z eskortą. Papa, chwała
Bogu, postanowił również poruszać się z eskortą, tak jak ja, z uriadnikiem na
koźle i dwoma kozakami na koniach.
Było to czymś nowym dla ludności widzieć cara jeżdżącego po własnej stolicy w asyście takiej ochrony. Zarówno cesarz Aleksander I, jak i ojciec Aleksandra II - Mikołaj I, jeździli w karetach bez jakiejkolwiek eskorty.
I generałowa Bogdanowiczowa zanotowała w dzienniku, o czym mówiono dokoła: „Ciężko na sercu, kiedy się na to patrzy!".
328