do końca walk nie przyświecał naszym bateriom strzelającym w nocy1.
Wiele zajęcia, połączonego z narażaniem się na niebezpieczeństwo osobiste, sprawiało organom żandarmerii tropienie dywersji nieprzyjacielskiej, tak zwanej piątej kolumny. Wyszło zarządzenie dowództwa Rejonu Umocnionego o zwalczaniu dywersji. W tym względzie opanowała wszystkich niezwykła nerwowość. Dywersanta widziano w każdym napotkanym człowieku, który nie umiał jasno wytłumaczyć celu swego przebywania w danym miejscu. W jakimkolwiek zjawisku optycznym, jak na przykład zapalenie światła, widziano działalność piątej kolumny i natychmast reagowano alarmem. Każdy znaleziony papierek z jakimś napisem badano dokładnie, czy nie zawiera w swojej treści szyfru dywersyjnego lub propagandy nieprzyjacielskiej.
Zdarzały się wypadki zgłaszania przez marynarzy o zauważonych na niebie znakach szpiegowskich i o zrzuconych na półwysep z samolotów spadochroniarzach niemieckich. W rzeczywistości doniesienia te okazały się później urojonymi przewidzeniami, niemniej jednak musiały być przez żandarmerię zbadane i wyjaśnione.
O zauważonych znakach czy sygnałach biegły z oddziałów meldunki do dowództwa obrony Helu, a stąd przekazywano je do plutonu żandarmerii z poleceniem natychmiastowego zlikwidowania zauważonej akcji dywersyjnej.
W pierwszych dniach walk doniesień takich prawie nie było. Wtedy czuliśmy się jeszcze silni i zwarci. Nikt z nas na froncie nie bał się nieprzyjaciela. W miarę jednak wzmagania ataków lotniczych i ognia artylerii morskiej zwiększały się straty w załodze helskiej. Nerwowość żołnierzy w oddziałach walczących stawała się coraz większa. Wówczas to zaczęły napływać raporty o dywersji nieprzyjacielskiej na Helu, o sygnałach i znakach podawanych z półwyspu lotnictwu i artylerii nieprzyjacielskiej. Na skutek tych doniesień żandarmeria patrolowała teren; przeważnie patrole konne zapuszczały się głęboko w las i na wydmy helskie.
Silny nalot w dniu 3 września na port wojenny w Helu spowodował duże zamieszanie. Wielu marynarzy z załóg rozbitych okrętów uciekło do lasu. Na drugi dzień zaraportowano z któregoś punktu obserwacyjnego, że zauważono w lesie dywersantów. Raport podawał, że zrzucono ich o świcie z samolotu niemieckiego. Wyskoczyli na spadochronach w liczbie dwóch i spadli w sam środek Rejonu Umocnionego.
Dowództwo obrony Helu przyjęło tę wiadomość bardzo poważnie. W sztabie twierdzono, że nieprzyjaciel zrzucił skoczków w celu podawania sygnałów radiowych lub optycznych bombardującemu lotnictwu i artylerii okrętowej oraz dla zorganizowania dywersji i akcji sabotażowej,
292
Według sprawozdania Wojcieszka, sprzęt plutonu reflektorów przeciwlotniczych został częściowo zniszczony już w nalocie 1 września.