TAJEMNICZY I WIELKI KW
W Moskwie działali wedle tego samego schematu.
W stolicy, na peryferiach, za rogoską rogatką, pojawiła się ujmująca para małżeńska - mieszczanie Suchorukowowie.
Siergiej Stiepniak-Krawczyński tak to opisywał:
Na jednym z przedmieść stołecznego grodu, tam, gdzie to na wpół azjatyckie miasto nie ustępujące pod względem wielkości starożytnemu Babilonowi lub Niniwie zlewa się z ogrodami, sadami i pustkowiami, które ze wszech stron otaczają Moskwę, w tej niemal już wiejskiej części miasta stał stary parterowy domek z facjatką, poczerniały od upływu czasu, nieomal ruina.
Domek ten, niecałe sto pięćdziesiąt metrów od torowiska linii kolejowej Moskwa-Kursk, wynajęli właśnie mieszczanie Suchorukowowie.
Byli to narodowolcy - Sofia Pierowska i Lew Hartman.
Z tego właśnie domku zaczęli robić podkop, w którego końcu należało założyć potężną minę. W tym celu trzeba było wykopać tunel o długości stu pięćdziesięciu metrów. Rozpoczęły się dni powszednie terrorystów. Gospodarzowi oświadczyli, że postanowili zrobić kapitalny remont. Okna w domu zabito deskami. I teraz po nocach pojawiali się w domu znajomi kopacze. Byli to Aleksandr Michajłow, Aleksandr Barannikow, Nikołaj Morozow, Stiepan Szyriajew z towarzyszami.
Pracowali całą noc, by zniknąć o świcie.
Jak kopać tunel - nie mieli pojęcia. „Informacje w podręcznikach dla saperów o zakładaniu min niczego pożytecznego nie dawały" - wspominał Michajłow. Uczyli się w trakcie roboty. Kopać wypadło niegłęboko. Zejść niżej nie było sposobu: przeszkadzały wody gruntowe, które szybko występowały na powierzchnię. Lecz nawet na takiej głębokości dno wykopu było stale mokre. Harując na czworakach po szyję w zimnym i mokrym błocie, nie udawało się pokonać więcej niż dwa metry. Wykop wzmacniali deskami. Na wypadek, gdyby obudowa nie wytrzymała i zasypała ich ziemia, brali ze sobą truciznę - żeby nie męczyć się zbyt długo.
Istniało jednak jeszcze inne niebezpieczeństwo - pojawienie się policji. Stiepniak-Krawczyński:
Wszyscy uczestnicy budowy tunelu doskonale wiedzieli, co ich czeka w przypadku aresztowania. Na taką okoliczność w domu stała butelka z nitrogliceryną, która miała wybuchnąć, gdyby policja waliła do drzwi.
Pewnego razu w pobliżu ich domu wybuchł pożar. Sąsiedzi zapukali do nich, żeby pomogli wynieść rzeczy. Oni jednak nie mogli ich wpuścić do środka. Sytuację uratowała sprytna Sonieczka Pierowska. Chwyciła ikonę i wybiegła na dwór z okrzykiem:
353