Kapitan „Kościuszki” nazywał się Mauritzen. Stosunki jakie między nami się wytworzyły, były poprawne, lecz wzajemnie czuliśmy do siebie niechęć. W wyniku tej podróży, podczas której wypadł długi i uciążliwy postój w Nowym Jorku, zorientowałem się szybko, że niczego się nie nauczę. Po powrocie do Gdyni zeszedłem ze statku, odsyłając jednocześnie wymagane ode mnie sprawozdanie.
Przypomniałem sobie wrażenia z pierwszej mojej podróży do Nowego Jorku na „Hellig Olafie”, gdy byłem pasażerem klasy trzeciej. Potem zrobiłem podróż z San Francisco do Jokohamy na „Korea Maru” — tym razem jako pasażer klasy pierwszej. Niezawodnie więcej mogłem się nauczyć wtedy, niż będąc na nieokreślonym stanowisku asystenta kapitana, gdy cała moja nauka polegała na towarzyszeniu kapitanowi podczas jego codziennej inspekcji.
I jeżeli miałem jakieś wątpliwości, to stosunek do mnie kapitana Mauritzena był tak mało sympatyczny, było w nim tak dużo pewności siebie i jakby przeświadczenia o swojej wyższości, że nie uważałem za właściwe zwracać się do niego o wyjaśnienia. Mając też dobry kawał służby za sobą, nie mogłem się zgodzić, że opinię o mnie będzie wydawał człowiek, który przez pomyślniejszy zbieg okoliczności znalazł się w położeniu dającym mu tę przewagę. Uważałem, że to niesłuszne i nie mogłem się zgodzić, że stanowisko to popiera prezes Benisławski.
Tak samo nie przekonywał mnie drugi argument — konieczności poznania organizacji działu gospodarczego na statkach transatlantyckich. Organizacja pracy i służby na wielkich statkach pasażerskich jest tego rodzaju, że intendent statku jest całkowicie odpowiedzialny przed zarządem linii za sprawy finansowe i gospodarcze statku, podczas podróży robi swoje spostrzeżenia i uwagi, działając w charakterze instytucji nadzorczej. W dalszej swej służbie przekonałem się, że taki system jest jedynie możliwy i w każdym razie bardzo niewiele wzorowałem się na systemie duńskim — według mego zdania — nie bardzo odpowiadającym istniejącym warunkom i dostosowanym bardziej do warunków, gdy na statkach tych przewożono dużo emigrantów.
Podczas postoju w Nowym Jorku czułem się na statku jakby niepotrzebnym intruzem. I nie pomogło to, że zostałem
340