turbana głowę. Każdy z Trzech Mędrców - mógł rzucać podobny cień na piasek.
Nie mamy pojęcia, dokąd nas wiozą, ale już dawno wyzbyliśmy się zuchwałego mniemania, że człowiekowi przysługuje prawo stanowienia o własnym losie. Ot - nie spaść teraz z kulbaki, nie pogubić worków, dobrze zagarnąć się kocem i z dobrą wolą wyłapywać oczyma okruchy dawnego piękna Buchary, którego mimo wszystko nie zdołano tu wytępić doszczętnie.
Buchara, a zwłaszcza jej śródmieście, robi wrażenie rozbitej, szlachetnej w kształcie wschodniej czary, którą czyjeś bezduszne ręce popodkle-jały zżynkami tandetnych afiszów, zdrutowały pasmami telefonicznych przewodów i pochlapały białym gipsem.
Odarte, ograbione, rozebrane do naga przez obecny reżym z całego przepychu emalii frontony mijanych meczetów tają jeszcze czasem na jaskółczej wysokości okien i portyków parę kropli wilgotnego szafiru, zieleni czy złota, tak jak wysoko wzdęte kopuły plami jeszcze gdzieniegdzie zzieleniały turkus czy zbłękitniały grynszpan zdartej z nich powłoki. I dlatego wszystko jest tu tylko zwietrzałym jakby szkieletem - cieniem - wspomnieniem - dawnego przepychu, bujności i bogactwa, podczas gdy na pierwszy plan wybija się zwycięsko tandeta i brud.
Rozpięte między wąskimi uliczkami czerwone szmaty wrzeszczą znów do proletariatu wszystkich krajów, zachęcając do walki z kapitalizmem, do zrzucenia jarzma burżujów. Białe porcelanowe papużki obsiadły telefoniczne słupy i przewlekają pasma drutów popod niskie, cudownie sklepione przechodnie bramy, których ciosane, okopcone przez czas kamienne bloki oblepiły czarno-czerwone wojenne afisze.
W miarę jednak jak oddalamy się od śródmieścia, wypłoszona stamtąd piękność Wschodu zaczyna coraz śmielej wypływać na powierzchnię. Oczywiście już nie ta złota, emaliowana, turkusowa, bogata i prze-lewna, ale przynajmniej wolna od ohydy, własna, miejscowa, taka sama, jaka mogła być w tych zaułkach i paręset lat temu...
Uliczki są wąskie, kręte, wbite ciasno między gładkie, bezokie ściany. Cudowna bajkowość idzie z każdego załamania nietynkowanych murów. Wszędzie tu mógł mieszkać jakiś ubogi Ali Baba, wszędzie mógł się tu pętać Aladyn z lampą czy bez niej. W niczym - metalu, betonu, gipsu, szkła. Glina, kamień i drzewo. W zwietrzałym, srebrnym od starości drzewie bogato rzeźbione, a na głucho zamknięte bramy - mają w
361