Optymizm i załamanie 365
- Nasza sprawa jest słuszna. Wróg zostanie rozgromiony. Zwycięstwo będzie nasze.
Kiedy Mołotow wrócił, Stalin poszedł do jego gabinetu, aby mu pogratulować:
- No cóż, byłeś trochę zdenerwowany, ale poszło dobrze.
Mołotow potrzebował pochwały: w głębi duszy był bardzo próżny. W tym momencie zadzwonił telefon: Timoszenko meldował o chaosie na granicy, gdzie dowódcy, zwłaszcza Pawłów na kluczowym Froncie Zachodnim, broniącym Mińska i drogi do Moskwy, stracili kontakt ze swymi jednostkami. Stalin zaczął perorować, że „niespodziewany atak jest na wojnie bardzo ważny. Oddaje inicjatywę atakującym [...]. Musicie bezwzględnie przeciwdziałać [...] wszelkim objawom paniki. Wezwijcie dowódców, zorientujcie się w sytuacji i meldujcie [...]. Ile czasu potrzebujecie? Dwie godziny, ale nie więcej [...]. Co się dzieje z Pawłowem?” Ale Pawłów, który przyjął na siebie główny ciężar niemieckiego uderzenia, „nie miał łączności ze sztabem swoich armii”.
Stalin, w asyście Mołotowa, Malenkowa i Berii, owej trójcy, która miała spędzić większą część wojny w „Kąciku”, poznawał stopniowo oszałamiające rozmiary niemieckich sukcesów i radzieckich klęsk. W ciągu pierwszego tygodnia Beria spotkał się ze Stalinem piętnaście razy, natomiast Mechlis, szef Zarządu Politycznego Armii Czerwonej, praktycznie zamieszkał w „Kąciku”: stalinowskim remedium na klęskę był terror. Ale nawet ci dwaj wraz ze starymi towarzyszami z czasów wojny domowej, takimi jak Woroszyłow i Kulik, niewiele mogli zrobić, kiedy Timoszenko zameldował, że do końca dnia ponad tysiąc samolotów zostało zniszczonych na ziemi.
- Chyba niemieckie siły powietrzne nie zdołały dotrzeć do wszystkich lotnisk? - spytał żałośnie Stalin.
- Niestety, zdołały.
Ale to katastrofa na Froncie Zachodnim dowodzonym przez Pawłowa doprowadziła Stalina do dzikiej, choć bezsilnej furii:
- To potworna zbrodnia. Winni muszą ponieść surową karę.
Stalin rozkazał swoim najbliższym towarzyszom odwiedzić fronty i dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja. Kiedy się wahali, krzyknął:
-Natychmiast!
Szef sztabu Żuków miał pojechać na Front Południowo-Zachodni, ale spytał, kto pokieruje pracą pod jego nieobecność.
- Nie traćcie czasu - warknął Stalin. - Jakoś sobie poradzimy.
Malenkow i Budionny, nader osobliwa para - bezbarwny biurokrata i zawadiacki Kozak - polecieli na Front Briański, Kulik na Front Zachodni.