liczbie osób, czy nawet małej liczbie dobrze wykształconych cognoscenti, nie jest słuszna. Celem sztuki jest tworzenie piękna i jeżeli nawet zdarza się tak, że jedynie artysta postrzega opiewany przez siebie przedmiot jako piękny, to opiewanie go stanowi wystarczający życiowy cel.
Jest jasne, że pojawiło się coś, co spowodowało aż taką zmianę w świadomości, aż takie odejście od koncepcji, w myśl której istnieją prawdy uniwersalne, uniwersalne kanony sztuki, w myśl której wszelka działalność ludzka ma za cel naprawianie świata, a kryteria tego naprawiania są powszechnie dostępne dla ludzkich umysłów i mają taki charakter, że ich słuszności da się dowieść, koncepcji, w myśl której wreszcie wszyscy inteligentni ludzie, posługując się rozu-v mem, są w stanie poznać owe kryteria — odejście od tego wszystkiego w stronę^ całkiem innej postawy wobec życia i wobec działania. To jasne, z całą pewnością pojawiło się coś takiego. Gdy pytamy, co to takiego, odpowiada się nam, że nastąpił ogromny zwrot w stronę podejścia emocjonalnego, że nagle zaczęto się interesować tym, co pierwotne, i tym, co odległe — odległe w czasie i odległe w przestrzeni — że nastąpił wybuch tęsknoty za tym, co nieskończone. Mówi się coś o „wzruszeniu wspomnianym w spokojności”1, mówi się coś — choć nie jest jasne, co to ma wspólnego z rzeczami, które przed chwilą wymieniłem — a więc mówi się coś o powieściach Scotta, pieśniach Schuberta, o Dełacroix, o narodzinach kultu państwa i o niemieckiej propagandzie na rzecz ekonomicznej samowystarczalności; a także o cechach nadludzkich, o podziwie dla nieokiełznanego geniuszu, dla ludzi wyjętych spod prawa, dla bohaterów, o estetyzmie, o autodestrukcji.
Co wszystkie te rzeczy mają ze sobą wspólnego? Gdy próbujemy się o tym przekonać, naszym oczom ukazuje się dość zdumiewający widok. Przedstawię teraz kilka definicji romantyzmu, zaczerpniętych z pism najwybitniejszych postaci, które na ten temat pisały; są one dowodem na to, że temat ten nie jest bynajmniej łatwy.
Stendhal powiada, że romantyzm jest tym, co nowoczesne i ciekawe, a klasycyzm tym, co stare i nudne. Nie jest to chyba tak proste, jak się wydaje — Stendhal ma na myśli to, że romantyzm jest kwestią zrozumienia przez człowieka sił, które działają w jego własnym życiu, zrozumienia, które można przeciwstawić jakiejś ucieczce w stronę czegoś martwego. Jednakże to, co pisarz ten rzeczywiście stwierdza — w książce na temat Racine’a i Szekspira — jest tym samym, co ja przedstawiłem przed chwilą. Tymczasem współczesny mu Goethe twierdzi, że romantyzm jest chorobą — romantyzm jest słaby, rachityczny, jest on zawołaniem bojowym szkoły szalonych poetów i katolickich reakcjonistów, podczas gdy klasycyzm jest silny, świeży, radosny, zdrowy jak Homer i Pieśń o Nibelungach. Nietzsche natomiast mówi, że romantyzm nie jest chorobą, lecz terapią, lekarstwem na chorobę. Sismondi, szwajcarski krytyk o sporej wyobraźni — być może nie całkiem przyjaźnie nastawiony do romantyzmu, mimo że jest przyjacielem Madame de Stael — powiada, że romantyzm jest zjednoczeniem miłości, religii i rycerskości. Jednak Friedrich von Genz, ówczesny główny agent Metternicha będący dokładnie współczesnym Sis-mondiemu, twierdzi, że jest to jedna z głów trójgłowej Hydry, przy czym pozostałymi dwiema głowami są reforma i rewolucja. Wedle von Genza romantyzm jest w rzeczywistości lewicowym zagrożeniem — zagrożeniem dla religii, dla tradycji i dla przeszłości, zagrożeniem, które musi zostać wyplenione. Młodzi romantycy francuscy — Les Jeunes-France — powtarzają to samo, mówiąc: „Le romantisme, c’est la Revolution”. Revolution przeciwko czemu? Najwyraźniej przeciwko wszystkiemu.
39
„Poezja bierze początek ze wzruszenia wspomnianego w spokojności” — William Wordsworth. Przedmowa do drugiego wydania Ballad lirycznych z roku 1801 cytowana w przekładzie Stanisława Kryńskiego we Wstępie do Angielscy Poeci Jezior, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław Warszawa-Kraków 1963, s. xv (przyp. tłum.).