płucnej zaczęły się jej dawać we znaki, zgodziła się łaskawie, abym co dziesiąty zambar kopała i nagarniała ja. Ale wtedy, prócz owego kopania, spadało na mnie inne jeszcze, nadprogramowe a dość niespodziane zadanie: ponieważ wiedziałyśmy obie, że wszyscy mają tu do sił Heleny bezwzględne, podziwu pełne zaufanie i że nikt nie uwierzy, aby Hil-Hila mogła być kiedykolwiek chora - kiedy ją w polu atak taki tak przycisnął, że się naprawdę ruszać już nie mogła - musiałam przed brygadą udawać, że to ja mam boleści! Rzecz, jako prawdopodobna, była daleko łatwiej usprawiedliwiana... Zambar nosić można było tylko we dwie, więc gdy jedna zaniemogła, druga automatycznie musiała też przestać pracować. A o to właśnie chodziło, by Helenie dać wytchnąć. Schodziłyśmy więc obie z pola, siadały na grobli i podczas gdy ja wiłam się w kunsztownych skrętach i jęczałam, budząc powszechne współczucie, Helena, nadrabiając miną, zaciskając zęby i mieniąc się z bólu, siedziała obok mnie, jakby jej nic nie było. Nie bez tego, że chwilami krztusiłyśmy się obie tajonym śmiechem z tego dość oryginalnego podziału ataku między siebie. Najzabawniejsze jednak były mi czasem przerażone, pytające oczy Heleny, która wobec moich przejmujących jęków i bolesnej mimiki zdawała się w końcu sama tracić rozeznanie, której z nas właściwie coś brakuje i która mianowicie ten atak naprawdę ma? Owe stalinińskie gościnne występy były chyba szczytem mojej aktorskiej kariery. Nigdy przedtem nie potrafiłam tak wzruszyć i tak nabrać widzów! Myślę też, że to był jedyny wypadek, kiedy się moje komedianctwo konkretnie do czegoś przydało!
Ludzi tych zresztą naprawdę bardzo łatwo nabrać. Są tacy dziecinni i naiwni! Cieszą się byle czym i nawet starzy byle czym umieją się bawić. Do ulubionej rozrywki należały w czasie pracy takie np. - niemające końca - zabawy: któraś z bab, wiedząc dobrze, w jakiej przyjaźni żyjemy z naszymi sąsiadami z przeciwka, prostuje grzbiet znad roboty i krzyczy ku Helenie z żartobliwą, przekorną zaczepką:
- Hil-Hila! Muslima jamon - że to niby Muslima zła i brzydka.
- O, nieprawda! - odkrzykuje Helena - Muslima jakszi!
- Jamon!
- Jakszi...
- Jamon.
Wszyscy w lot podchwytują ten żartobliwy spór i zaczyna się teraz żonglowanie tymi dwoma słowami, odrzucanie ich sobie ponad rządki i
405