bibulasty strzępek, wiedziałyśmy, że to na nic. Wyprawa do rejonu to podróż, na którą żadna z nas nie ma teraz siły. To jednak wraczki już nie obchodzi. Ona miała napisać receptę i wydać kartkę, zwalniającą na trzy dni z pracy. Na ogół robiła wrażenie dobrodusznej i bezradnej. Ubrana z uzbecka, wolała już jednak mówić po rosyjsku. Na ceratowej jej torbie jarzy się ostentacyjnie ogromna czerwona gwiazda, pod nią zaś sierp i młot. Ostrzegłszy nas jeszcze, że lepiej zdechnąć z głodu niż jeść kon-dżolę (ów makuch przemierzły) - bo to murowana czerwonka, wdrapała się na konika, objęła Uzbeka wpół i pojechała.
Po tygodniu Helena zwlokła się z pryczy, do siebie niepodobna, słaba, rozdrażniona i bezradna. Ja też ledwie łażę, ból w uchu tykocze mi dotkliwie przy każdym szybszym ruchu, a zwłaszcza przy schylaniu się. A tu trzeba i w pole chodzić, i makuch tłuc, i pachtę nosić na opał...
Ostatni akt tej stalinińskiej tragikomedii rozegrał się właśnie przy kupie tych bawełnianych badyli. Nie skleję już dziś dokładnie, jak się to zaczęło, wiem tylko dobrze, jak wyglądał koniec.
Pewnego wieczoru, kiedy Helena, spocona z osłabienia, związała już sznurem bunt pachty, a ja miałam właśnie zadać jej go na plecy, nadleciał nasz cherlawy brygadier. Furia jego na Helenę była aż nadto usprawiedliwiona. Tyle tygodni daremnych konkurów! Od dawna już szukał zaczepki, od dawna całe jego odniesienie się do nas nacechowane było wybitną niechęcią... Teraz widocznie nadarzyła się sposobność. Nadleciał zziajany i zaczął - jąkając się i plącząc z irytacji - tłumaczyć, że z jakichś tam powodów nie wolno z tego miejsca brać pachty, że mamy zaraz bunt rozwiązać i iść zbierać gdzie indziej. Helena - chora jeszcze, więc rozdrażniona - czując zresztą, że nie ma sił zaczynać wszystkiego na nowo, z miejsca stanęła mu okoniem. Zasłoniła sobą naszą wiązkę, którą chciał już siłą rozwiązywać, i zaczęła krzyczeć, wymyślać, stawiać się, że ani się jej śni, że pachty nie zostawi, że on nie ma nic do gadania itd. Wywiązała się bardzo ostra wymiana słów, a skutek był ten, że nagle zzieleniały ze złości Uzbek, nawykły widać do wschodniego traktowania kobiet, porwał z ziemi jakiś patyk i uderzył - czy chciał uderzyć nim - Helenę, nie wiem, bom nie schwyciła wzrokiem tego mgnienia. Ale to wystarczyło. Tym razem Hil-Hila nie udawała już niczego, jak wtedy z Hosjatą! Wściekłość dodała jej nagle sił. Zobaczyłam tylko wiatrak jej rozmachanych rąk, najpierw śmignął przez powietrze tirpak, potem poleciał kalpusz, a potem została już tylko wklęsła gęba naszego osłupiałe-
418