zaczynał się podnosić i można było się spodziewać, że pogoda zacznie się poprawiać. Zadowolony byłem dlatego, iż upewniłem się, że bracia marynarze nie będą zgubieni, a nadto cieszyłem się, że nie trzeba posyłać własnej łodzi, co w istniejących warunkach było bardzo ryzykowne.
W okresach szesnastosekundowych mieliśmy przechyły na każdą burtę około 32 stopni. Jeżeliby się nawet udało szalupę pomyślnie spuścić na wodę, to bardzo byłoby trudno ludzi wysadzić potem na pokład „Piłsudskiego”, a już nie byłoby mowy, żeby szalupę podnieść. Niemniej szalupa była przygotowana, a oficer i załoga gotowi. Opowiadał mi potem pierwszy oficer, że był świadkiem następującej rozmowy między marynarzami. Jeden z nich, Kaszuba, człowiek żonaty, wyznaczony jako wioślarz szalupy, zwrócił się do kolegi kawalera, ażeby go na szalupie zamienił, gdyż nie chce żony i dzieci osierocić. Kolega zgodził się natychmiast.
Skomunikowałem się w sprawie holownika, od którego nadeszła odpowiedź, że wyrusza i będzie za trzy dni. Trzymałem się małymi szybkościami koło statku uszkodzonego prawie do południa, potem zapytałem kapitana, czy nic więcej nie potrzebuje, po czym skierowaliśmy się w swoją drogę.
Od kapitana „Manhattanu” nadeszła wiadomość, że na statku, który wzywał pomocy, zdołano naprawić ster i skierował się w dalszą drogę o własnej mocy.
Dyrektor Plinius był wtenczas na „Piłsudskim”, powracając z podróży do Ameryki Południowej. Pomagał mi redagować radiodepesze do naszych biur w Nowym Jorku i w Warszawie i treść tych radiodepesz niezwłocznie ukazywała się w dziennikach. To był system amerykański. Jeżeli się chce być znanym, trzeba wszelkimi sposobami dążyć do tego, ażeby o nas mówili i pisali.
Ale najgorsze czekało mnie niebawem w podróży czerwcowej. Wyszliśmy z Gdyni w pełnym załadowaniu, zagłębienie statku przekraczało 24 stopy. Jak zwykle nazajutrz rano, po wyjściu z Gdyni, wchodziliśmy na farwater prowadzący z Bałtyku do Sundu. Farwater ten oznaczony jest nabieżnikiem oraz bojami. Najmniejsza zagwarantowana głębokość na farwaterze wynosi 26 stóp. Prowadziłem nim już statki wiele razy, tak wiele, że nie bez podstawy wydawało mi się, iż pomoc pilota na
422