Molotow w Londynie, Mechlis na Krymie, Chruszczów w opałach 411
Dwudziestego ósmego maja nieszczęsny Mechlis zjawił się w poczekalni przed gabinetem Stalina. Poskriebyszow, nieomylny barometr nastrojów Wierchownego, zignorował go, a potem oznajmił:
- Gospodarz jest dzisiaj bardzo zajęty. Cholera, jest mnóstwo problemów.
- Prawdopodobnie coś poszło źle na froncie? - spytał Mechlis obłudnie.
- Sami powinniście wiedzieć - odparł Poskriebyszow.
- Tak, właśnie chcę zameldować towarzyszowi Stalinowi o naszym niepowodzeniu.
- Najwyraźniej - powiedział Poskriebyszow - kierowanie operacją było nieadekwatne do zadania. Towarzysz Stalin jest bardzo niezadowolony...
Mechlis się zaczerwienił. Do rozmowy włączył się młody Czadajew:
- Pewnie myślicie, że klęskę spowodowały okoliczności?
- Co powiedzieliście? - Mechlis spojrzał na impertynenta. - Nie jesteście żołnierzem. Ja jestem prawdziwym żołnierzem. Jak śmiecie...
W tym momencie wyszedł z gabinetu Stalin.
- Dzień dobry, towarzyszu Stalin, pozwólcie zameldować... - zaczął Mechlis.
- Idź do diabła! - warknął Stalin, trzaskając drzwiami. Mechlis, według Poskriebyszowa, „prawie rzucił się Stalinowi do stóp”. Został oddany pod sąd, zdegradowany, zwolniony ze stanowiska zastępcy ludowego komisarza obrony.
- To koniec! - łkał Mechlis, lecz Stalin okazał się zdumiewająco lojalny: dwadzieścia cztery dni później mianował Mechlisa komisarzem frontu, a potem awansował go na generała pułkownika.5
* * *
Jakby Stalin, Kulik i Mechlis nie wyrządzili dosyć szkód, katastrofa nastąpiła też na Froncie Południowo-Zachodnim, gdzie Timoszenko i Chruszczów zamierzali przeprowadzić ofensywę z radzieckiego przyczółka, aby odzyskać Charków, nie wiedząc o zbliżającym się niemieckim natarciu. Żuków i Szaposznikow się sprzeciwiali, ale Timoszenko, ulubiony dowódca Stalina, trwał przy swoim zdaniu i Wierchownyj wyraził zgodę.
Dwunastego maja Timoszenko i Chruszczów, niewykształceni, brutalni i energiczni, zaatakowali i odepchnęli Niemców. Stalin był zachwycony, Hitler nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Pięć dni później niemieckie kolumny pancerne przebiły się przez flanki Timoszenki, biorąc wojska radzieckie w stalowe kleszcze, tak że Rosjanie już nie nacierali, lecz wchodzili coraz głębiej w pułapkę. Sztab Generalny błagał Stalina, aby odwołał operację i Wierchownyj ostrzegł Timoszenkę o niemieckich czołgach na jego skrzydle, ale marszałek zapewnił go beztrosko, że wszystko będzie dobrze.