służalczością wobec swoich przełożonych. Jednakże większość z nich odznaczała się wykształceniem i inteligencją i prawie do wszystkich odnosiliśmy się z szacunkiem. Był tylko jeden dowódca, najmłodszy wiekiem, który prowadził kurs starszy od mego o rok, znienawidzony w całym Korpusie serdecznie, którego sława szpiega i donosiciela szła z roku na rok od jednego kursu do następnego.
Natomiast większość oficerów — młodych wychowawców była przez nas bardzo łubiana. Byli oni dla nas starszymi kolegami, którzy niedawno opuścili tę samą ławę szkolną, ale też przeszli już pewien okres służby na okrętach floty. Jest rzeczą oczywistą, że dla każdego z oficerów mieliśmy przezwisko, mniej lub więcej złośliwe, ale przeważnie trafne.
W dniu oznaczonym o godzinie dość wczesnej zebrało się nas w sali przeznaczonej dla klasy najmłodszej około 120 młodych cywilów w wieku od 14 do 15 lat. Niektórzy nadrabiali minami. Starali się robić wrażenie, że nic ich nie dziwi, że wszystko to znają. Można było jednak wyczuć, że jest to dla nas wszystkich jakiś dzień przełomowy, gdyż przestawaliśmy być pod bezpośrednią opieką naszych bliskich i zaczynaliśmy życie zupełnie inne, znane tylko tym z naszych kolegów, którzy do Korpusu Morskiego przyjechali z innych korpusów kadetów.
W ciągu całego przedpołudnia dnia tego odbywał się akt pierwszy przekształcania nas w przyszłych wilków morskich. Na sali był obecny nasz dowódca, pułkownik Kopyjew, miły i sympatyczny staruszek z twarzą dobrotliwą i głową białą zupełnie. Na stołach, taboretach leżały sterty ubrań. Po zbiórce i sprawdzeniu stanu obecności podzielono nas z grubsza według wzrostu i kazano odebrać ubranie, a swoje musieliśmy oddać na przechowanie do magazynu. Dostaliśmy więc bieliznę, parę białych bawełnianych skarpetek, buty z cholewami, czarne spodnie zapinane na bokach i ciemnogranatową bluzę z zapinanymi rękawami oraz z miękkim kołnierzem, który latem był rozpinany, zawijany do środka, natomiast wystawialiśmy na zewnątrz kołnierz granatowy białej bluzy. Na mundury i płaszcze zdejmowano z nas miarę. Czapkę okrągłą, bez daszka łatwo było dopasować. Zmartwieniem wielkim było to, że na początek nie dostawaliśmy żadnych odznak. W czapkach bez wstążeczek oraz w bluzach bez naramienników mieliśmy uniformy niczym
36