do szkoły pisywaliśmy do siebie listy przez parę tygodni, potem listy stawały się rzadsze, ustawały i było rzeczą zwykłą, że podczas następnego urlopu sympatie były już inne.
Otoczeni serdecznością i ogólną sympatią spędzaliśmy miło te dwa tygodnie i nie spostrzegaliśmy, jak następował dzień wyjazdu. Było bardzo smutno. Jeszcze gorszy był powrót do szkoły, gdzie pierwsze dnie poświąteczne wydawały się nieznośne. I dopiero po odwiedzeniu stryjostwa i odczuciu serdecznej atmosfery rodzinnej mogłem znowu powrócić do nauki, do kolegów i do całego systemu internatu.
Czasami dziadkowie lub ciotki układali się z rodzicami i zamiast do Mitawy wyjeżdżaliśmy na święta na wieś. Ponieważ było to albo zimą, albo wczesną wiosną podczas świąt Wielkiejnocy, to i czas spędzaliśmy zupełnie inaczej, niż to bywało uprzednio w czasie naszych wakacji letnich. Jeździliśmy na zabawy i wieczorki. Uważano nas już za kawalerów i tancerzy. Spędzaliśmy czas wesoło, ale czuliśmy, że czasy dzieciństwa minęły, chociaż nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. [...]
Zima dawniej na Wileńszczyźnie była przepiękna. Zawsze było dużo śniegu i sanna doskonała. Tak też przyjemnie było siedzieć otulonym w ciepły kożuch barani w saniach cicho sunących i poskrzypujących płozami na zmarzniętym śniegu. Każdy z nas, a szczególnie ja, dobijał się zaszczytu powożenia, a było to tym więcej ciekawe, że z konieczności trzeba było parę koni zaprzęgać w lejce, jeden za drugim. Wymagało to od woźnicy większej sprawności.
W zimie wszystko wyglądało zupełnie inaczej — droga była inna, las był przepiękny, z ogromnymi płachtami bielutkiego śniegu na gałęziach świerków i sosen. Dwory też były inne, a wszędzie dawało się odczuć, że praca ludzka odbywa się gdzieś wewnątrz stodół, pod dachem. I tylko na cmentarzu, chociaż zasypanym śniegiem, pomniki i tablice z wypisanymi nazwiskami zmarłych pozostawały te same, chyba że spod śniegu widniał skromny drewniany krzyż ustawiony na świeżej mogile. Ile razy przyjeżdżaliśmy na wieś, zawsze odwiedzaliśmy cmentarz, bo ten cmentarz wiejski był nam bliski i znany.
Pierwsze dwa lata pobytu w Korpusie nie różniły się prawie niczym od pobytu w każdej innej szkole, przy której jest
53