o 2—3 mile morskie. Była to jedyna okazja wzięcia odwetu za napad na nasz kraj. Po powrocie z patrolu weszliśmy do portu i już „Wicher” nie wyszedł w morze.
Dnia 2 września przez cały dzień były naloty nękające i ukazywały się pojedyncze samoloty zwiadowcze. Około godz. 23 zaczął się nalot, który trwał całą noc aż do świtu. Nalot miał przede wszystkim za cel baterię im. Laskowskiego. Rano okazało się, że ten całonocny nalot nie dał żadnego rezultatu. Bateria nie odniosła najmniejszego szwanku.
Dnia 3 września, a była to niedziela, o godz. 7 rano ukazały się dwa niemieckie niszczyciele idące od Wisłoujścia. Z odległości 18 000 m okręty otworzyły ogień. Nasz dowódca kmdr por. de Walden wydał por. mar. Zbigniewowi Kowalskiemu, oficerowi artylerii, rozkaz odpowiedzieć na ogień niemiecki. Kto pierwszy otworzył ogień, „Wicher” czy „Gryf”, tego nie wiem, ale zdaje się, że mniej więcej w jednakowym czasie oba okręty otworzyły ogień w kierunku niemieckich niszczycieli. Jedynie bateria im. Laskowskiego przyłączyła się dopiero po kilku naszych salwach. Rezultat walki: po 7-minutowym kontrataku z naszej strony obydwa niszczyciele zawróciły i zasłoniły się sztuczną mgłą. Jeden zatonął, a drugi ciężko uszkodzony uszedł1.
Ale wróg nie zrezygnował. Skoro nie powiodło mu się z niszczycielami, rozpoczął nalot przede wszystkim na „Wichra” i „Gryfa”, lecz bez skutku. Dopiero o godz. 15.00 ostatni nalot na „Wichra” okazał się fatalny. Okręt został ugodzony prawdopodobnie trzema bombami przez samolot, który leciał od strony półwyspu. Jedna bomba trafiła w dziób i rozerwała dno, dwie wybuchły na rufie; one również rozerwały dno.
Okręt powoli zaczął się przechylać na prawą burtę. Padła komenda opuszczenia okrętu, lecz wszyscy przy działach pozostali na posterunku do czasu, aż nie dało się już dłużej utrzymać na pokładzie. Po obnażonej więc burcie zeszli na molo. W maszynie uruchomiona była turboprądnica dla utrzymania w ruchu urządzeń artyleryjskich. Jeden kocioł pozostawał pod parą. Gdy okręt zaczął się na dobre przechylać, obsługa maszyn zaczęła powoli odstawiać mechanizmy i kocioł tak, jakby to była najzwyklejsza operacja podczas powrotu okrętu do portu z normalnych ćwiczeń. Ostatni z obsługi wyszedł z kotłowni, gdy już lukiem nabierała się woda. Jeszcze minuta, a nie byłby już wcale wyszedł. Tak zginął niszczyciel „Wicher” [...]
Informacja nie jest ścisła. Na temat wyniku boju artyleryjskiego okrętów polskich z niszczycielami niemieckimi patrz przypis 12 i 13 do relacji de Waldena.