Po tym wypadku z „Wichra” wyokrętowano wszystek sprzęt łatwopalny a niepotrzebny do walki, jak rozmaite deski, pokrowce, drzewo i tym podobne przedmioty, mające zastosowanie tylko w czasie postoju w celach gospodarczych.
Wojna wisiała w powietrzu. Na dwa dni przed wybuchem wojny cztery nasze niszczyciele stały zakotwiczone na redzie gdyńskiej [...] pod pełną parą. Miałem akurat służbę dyżurnego sternika, lecz wszystkie nasze łodzie i motorówki mieliśmy na szlupbelkach. Cieszyłem się już, że nie przypadnie mi żaden rejs, ale oto pada komenda: „Łódź sześciowiosłowa na wodę, Krassowski do łodzi”. Trapu nie opuszczono, a kmdr por. de Wal-den zszedł do łodzi po sztormtrapie. „Do portu wojennego” padł rozkaz dowódcy. Wydałem odpowiednie komendy i łódź ruszyła jak motorówka. Po przybiciu do kamiennych schodków w porcie wojennym dowódca niszczyciela udał się do Dowództwa Floty i po paru minutach wrócił z zalakowaną kopertą w ręku.
Po powrocie na okręt dowódca dał rozkaz wygaszenia dwóch kotłów, w tym samym zaś czasie pozostałe niszczyciele podniosły kotwice i ruszyły w kierunku Helu. Na ORP „Grom” podniesiono sygnał: „Bądź zdrów kochany «Wichrze». Ku chwale Ojczyzny”. Za rufami niszczycieli zakwitły długie pasy wzburzonych fal. Po kilku minutach okręty zniknęły za horyzontem.
Pozostaliśmy sami do obrony naszych wybrzeży. Co piszę sami, przecież pozostał jeszcze stawiacz min ORP „Gryf”, kąnonierki, trałowce i flota pomocnicza. Siła bojowa jednego niszczyciela i stawiacza min w stosunku do sił niemieckich równała się zeru, ale byliśmy pełni ufności, że tak łatwo Niemcom się nie damy. Po odejściu niszczycieli pozostaliśmy na redzie gdyńskiej aż do wybuchu wojny.
Piękny był wieczór ostatniego dnia sierpnia 1939 roku na redzie gdyńskiej. Miałem akurat służbę wachtową (drugą zmianę). Po zdaniu wachty udałem się na pomieszczenie dziobowe, a tam panował ruch i gwar: wiadomo, jak to po wypłacie. Zwolnienia na ląd nie było, więc koledzy zasiedli do kart. Grano na dwie grupy, jedni w pokera, a drudzy w oczko. Ponieważ druga zmiana wachty od godz. 24.00 do 4.00 jest najgorsza, prosiłem kolegów, aby się trochę uciszyli, ale to nic nie pomogło. Nawet się trochę z nimi pokłóciłem. Mat Węgrowski, który miał trzecią zmianę wachty, chcąc pograć w karty zamienił się ze mną na drugą zmianę, zadowolony z takiego obrotu rzeczy.
Wyszedłem na pokład, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Wieczór był naprawdę piękny, lekka mgła otulała port gdyński przejrzystą zasłoną, dźwigi jak codziennie zgrzytały, ładując lub wyładowując statki przycumowane przy nabrzeżach. Nic nie zwiastowało zbliżającej się burzy. Do burty „Wichra” dobił holownik, który przywiózł wodę i chleb. Przez
RU Hel do Dowódcy Floty z 31 VIII 1939, Centralne Archiwum Wojskowe, Zesp. D-twa Floty, t. 72).
71