rarzy. Osiemnastoletni porucznik pierwszej klasy nadzorował ludzi, wyznaczał place robót, odbierał wymiary, kierował budową wjazdów, stawiania profilów, sporządzał dzienne raporty, sprawdzał rachunki, sygnował wypłaty. Któregoś dnia saper Jelonek obuchem od siekiery zmiażdżył mu niechcący wskazujący palec. Potem wydarzyło się coś gorszego; wskutek upałów i braku higieny w barakach wybuchła epidemia i Kołaczkowski zapadł na tzw. wówczas nerwową febrę. Choroba się przewlekała, a w dodatku przyszła wiadomość o kompletnej ruinie majątkowej ojca. Klemens pozostał bez środków do życia, żołd bowiem wypłacany był jedynie od czasu do czasu. Dzielny porucznik zdał się na los, ale nie mógł w niczym pomóc rodzicom. Zamierzał wracać do robót przy twierdzy, które z braku funduszów zostają — niestety -— przerwane.
Pojechał więc do Warszawy i zamieszkał przy ul. Miodowej w domu Pijarów.
20 marca 1812 roku otrzymał awans do stopnia kapitana drugiej klasy w korpusie inżynierów. I znowu udał się do Modlina, gdzie wznowiono budowę fortyfikacji.
Wysiłki i obietnice Aleksandra I, który chciał pozyskać księcia Józefa, na nic się zdały; po stronie cara opowiadała się jedynie wąska grupa magnatów z Michałem Ogińskim i Franciszkiem Ksawerym Druckim--Lubeckim, liczących na utworzenie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wiara w Napoleona, mimo że złudna, była wówczas jedynie realną alternatywą przywrócenia niepodległości. Prawdą jest, iż Napoleon do ostatniej chwili zwodził Polaków, ale przecież nie u sprawców rozbiorów mogli Polacy szukać ratunku. Cesarz Francuzów nie dawał wiele, ale nikt nie dawał więcej.
Kiedy rozpoczął się marsz wojsk Napoleona na wschód, w Warszawie zwołano sejm nadzwyczajny. Ogłoszono uroczyście przywrócenie Królestwa Polskiego. Do wojska polskiego garnęli się Polacy ze wszystkich stron, stanęło ich w szeregach prawie 100 000 ludzi. Polski V korpus księcia Poniatowskiego liczył około 37 000 żołnierzy.
29