posługiwała się miejscowa ludność i nic bardzo orientował się w tutejszych okolicach. Przybył niedawno, prosto z Paryża. Stary pułkownik miał bogatą przeszłość. Brał udział w powstaniu listopadowym, gdzie dał dowody wielkiego męstwa, a po upadku powstania udał się jak wielu wówczas za granicę, osiadł w Paryżu i czekał na lepsze czasy. W kraju zaś nie zapomniano o nim. Gdy tylko wybuchło powstanie styczniowe, naczelne dowództwo wezwało pułkownika Duchyńskiego do powrotu do kraju i zaproponowało mu objęcie funkcji naczelnika wojennego w guberni grodzieńskiej. Serce starego wiarusa zabiło żywiej. Oto znów będzie mógł stanąć do walki o wyzwolenie ojczyzny. Bardzo chętnie wyraził zgodę na propozycję Centralnego Komitetu i wkrótce zjawił się w Sokółce u Walerego Wróblewskiego.
Wróblewski musiał boleśnie odczuć to, że dowództwo na Grodz ieńszczyźnie powierzono nie jemu, lecz komuś, kto nie tylko nie orientował się w sprawach związanych z gubernią, ale także mało wiedział o sprawach całego kraju. A przy tym spójrzmy realnie — Duchyń-skiemu należał się już słuszny odpoczynek ze względu na podeszły wiek. Tu raczej trzeba było na naczelnika wojskowego wybrać kogoś młodego, energicznego i z inicjatywą. Wróblewski zdawał sobie sprawę, że to on właśnie posiada wszystkie te zalety.
Przełknął jednak gorzką pigułkę, tym bar-
dziej że władze powstańcze nie zapomniały o nim całkowicie. Onufry Duchyński przybywając do guberni grodzieńskiej przywiózł Wróblewskiemu nominację na kapitana, a także zgodę na objęcie przez niego funkcji szefa sztabu. Wkrótce też Wróblewski przekonał się, że pułkownik bynajmniej nie grzeszył talentem wojskowym i chętnie przelewał swoje obowiązki na Walerego. Faktycznie więc naczelnikiem wojennym Grodzieńszczyzny był Wróblewski, a tylko formalnie Duchyński.
Dalej więc zajmował się sprawami organizacyjnymi powstania jak mógł najenergiczniej. Ze wszystkich powiatów podążali ochotnicy w •wyznaczone miejsce w Puszczy Sokolskiej. 24
41