Innym razem pisał: „Narzekamy na niemieckich fabrykantów, że nic posługują się naszą młodzieżą, która ukończywszy zakłady techniczne cierpi nędzę, utrzymuje się z lekcji albo emigruje. Istotnie, nasi inżynierowie są znani we wszystkich częściach świata, dokąd rozchodzą się, nie mogąc znaleźć zajęcia w krajif.
Dobrze, więc temu winni są fabrykanci niemieccy. Co jednak znaczy, że fabrykant Polak [...] dowodzi, że: między młodymi technikami nie może znaleźć materiału na dyrektora piekarni?
Ten bowiem, kto uczył się budowy mostów, lokomotyw, tkactwa, farbiarstwa itd., nie będzie piekarzem, to darmo**.
Krajowi potrzeba głównie „majstrów, którzy byliby w stanie sami robić przy warsztatach i uczyć robotników**, potrzeba też kierowników małych warsztatów i fabryk. Nasza młodzież zaś kształci się na „największych kierowników przemysłu”, których wiedzy przedsiębiorcy nie są w stanie ani zużytkować, ani odpowiednio wynagrodzić1.
Ta ocena sytuacji potwierdza się i z innych źródeł. 'Nie była to zresztą, jak wiadomo, sytuacja nowa: rzec można, iż trwała nieprzerwanie od ponad stu lat, od czasu zakładania manufaktur. Tyle że w międzyczasie polskie społeczeństwo dorobiło się własnej kadry technicznej, nieraz nawet wybitnej, ale nie znającej nowych, szybko zmieniających się technologii.
Niewątpliwie polityka obcego kapitału, bardziej ufającego ludziom swojego języka i kultury, odgrywała tu także rolę, choć zapewne .większą w doborze personelu administracyjnego niż technicznego. Wiadomo na przykład, że politykę taką prowadził w latach 1858-1869 ówczesny niemiecki zarząd Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, blokujący awansowanie Polaków na wyższe stanowiska, i że poloni-zacja tej kolei po przejęciu nad nią kontroli przez Kronenberga bynajmniej nie spowodowała pogorszenia się jakości służby2. Niemniej ów czynnik narodowościowy bywał demonizowany ponad miarę. Wiemy dowodnie, że w połowie wieku przemysł włókienniczy i metalowy, wprowadzając nową technologię, naprawdę nie mógł się obejść bez zagranicznych inżynierów, majstrów i wykwalifikowanych „rzemieślników”. Przewrót techniczny narzucał swoje wymagania, za którymi
nie nadążało kształcenie politechniczne. Nic bez znaczenia były też lokalne tradycje zawodowe, wyraźne zwłaszcza w najsilniej zniemczonym w Królestwie przemyśle łódzkim, gdzie fabrykanci nie tyle sprowadzali majstrów z zagranicy, co kształcili ich i promowali ze znających swój fach robotników miejscowych, z podobnym skutkiem ,
0 ile chodzi o proporcje narodowościowe3. „Ktokolwiek — pisano — zwiedzał zakłady przemysłowe w kraju, zauważyć musiał, że inżynierowie z wykształceniem petersburgskiem pracują w nich rzadko; natomiast wszystkie posady zajmują ludzie bez teoretycznego wykształcenia, którzy się swego fachu nauczyli praktycznie nieraz w tym samym zakładzie, którym obecnie kierują, lub wychowańcy politechnik zagranicznych. Technicy petersburgscy widocznie nie odpowiadają wymaganiom krajowych przemysłowców”/Radzoim więc naszej młodzieży V po szkole średniej zaczynać od pracy robotnika lub praktykanta
w fabryce, hucie czy kopalni, a dopiero po paru łatach obeznania się z robotą „pojechać na jaki rok do której z politechnik, żeby [...] dowiedzieć się o ostatnich postępach tej gałęzi wiedzy, której się każdy poświęci”. Bo w ogóle krajowi potrzebni są „nie tyle wielcy ^ inżynierowie do wiekopomnych dziel techniki, ile skromni, energiczni
1 praktyczni pracownicy, mogący skutecznie współzawodniczyć z tym obcym żywiołem, który wdzierając się we wszystkie szczeliny przez nas nie zajęte, rozrasta się bujnie, jak chwast na naszej ziemi, a nas zmusza szukać chleba i pracy dalej na wschodzie”4.
Wschód kusił coraz silniej. Wielki boom inwestycyjny — w kolejnictwie, górnictwie, przemyśle — jaki rozpoczął się w Rosji wraz z napływem kapitałów francuskich w ostatnim piętnastoleciu XIX wieku, otwierał pole działania zarówno dla „skromnych pracowników”, jak i dla najbardziej rzutkich projektantów, którzy wiązali się ż interesami spółek akcyjnych i karteli. Dzięki temu nadmiar polskiej inżynierii znajdował sobie ujście łatwiej niż jakikolwiek inny zawód, nie rozwiązywało to wszakże problemów kraju.
Praca organiczna musiała nie tylko — z założenia samego — obywać się bez pomocy państwa, ale wręcz stawiać tamy jego niszczycielskiej dla kultury działalności. Inicjatywa zrzeszeń inteligencji i kapitału miała tej pracy i jej działaczom stworzyć niezależną podstawę materialną. Ponadto rutynie i konserwatywnemu zasklepie-
260
Ibidem, t. VII, s. 9; t. VIII,*. 135-137. Podobnie B. Alckiandrowicz, O prj(m>j/c tkackim u w, „Niwa”, t. XVIII. 1880, s. 476.
K. Sua» burger, Działalność Leopolda Krontttberga to daiedzinie kolejnictwa, w: Leopold Kronenbtrg'—
monografia zbiorowa, Warszawa 1922, 120.
A. Wiśniewski, Kilka stów u sprawie praktykantów fabfycznych, „Glos” 1888, s. 619-620.
0 H. K. K., Ghi o sprawie aaśnej, „Przcgląd Tygodniowy" 1884, s. 345. Por. J. Aliijso, op. cir., •. 127-131. 26/