rem a Taczanowskim. Do czego to doprowadzi? Chyba jednak Callier ma rację!”
Zaległo milczenie. W końcu Żychliński odezwał się:
— Pułkowniku, ilu naszych poległo pod Igna-cewem? Słyszałem o tym różnie, ponoć padło wielu dowódców?
Callier ocknął się z zamyślenia.
— Tak, straty są bardzo dotkliwe — odpowiedział. — Zginęło 176 powstańców, 30 spłonęło w chatach Ignacewa, a około 100 zostało ciężko rannych. Poległo kilku dowódców: kapitan Michał Thiel, dawódca kosynierów, kapitan Mścis-ław Żółtowski, dowodzący 7 kompanią strzelecką, major Witold Turno oraz major Michał Strzelecki, kierujący odwrotem. Na nic zdało się męstwo naszych kosynierów, dokonujących cudów waleczności. Wiecie, nie mam pewności, ale sądzę, że można było pokierować inaczej tą bitwą. Kto zawinił — trudno powiedzieć. Może Sey-fried, który, parokrotnie wzywany, nie przybył z pomocą, może Taczanowski popełnił jakiś błąd w dowodzeniu? Ale za późno na lamenty. Trzeba wziąć się w garść. Przed nami jeszcze wiele zwycięstw i porażek! Teraz już czas na mnie — rzekł Callier, podnosząc się z ławy. — Zgłoście się do mojego adiutanta, da wam papiery z rozkazami do władz w powiecie, aby wykonywały wszelkie wasze rozkazy. I nie traćcie wiary w zwycięstwo, walczymy o słuszną sprawę — o wolność i sprawiedliwość.
Wyciągnąwszy rękę, Callier mocno uścisnął dłoń Żychliriskiego. Skierowawszy się ku drzwiom, pułkownik na chwilę jeszcze przystanął:
— Gdybyście mieli kłopoty, liczcie na moją pomoc — powiedział. — Gońcem jeno dajcie na czas znać.
Żychliński zaszurał butami:
— Tak jest, obywatelu pułkowniku. Wedle rozkazu, wielkie dzięki za słowa otuchy.
Żychliński pozostał sam. Potarł nerwowo czoło i powoli zbliżył się ku oknu. Na obszernym dziedzińcu przygotowywano się do odmarszu, rozlegały się głosy komend, pomieszane z rżeniem koni. Promienie słońca oświetlały wyraziście sylwetki powstańców na tle krzaków jaśminu, wywołując nierealny obraz gry kolorów. Żychliński stał nieporuszenie, chłonąc ten widok.
— Obraz dla artysty. Może ktoś to uwieczni paletą — wyszeptał i wyszedł z sali, przypomniawszy sobie o papierach, które miał odebrać od adiutanta.
Callier na czele swych flankierów udał się do obozu Taczanowskiego, aby uzgodnić z nim swoje działania wojenne. Zabawił u niego krótko, przedstawiając mu swoje projekty walki. Nie mógł pozostać dłużej, ponieważ czekały na niego oddziały, które pozostawił, a obawiał się, że nieprzyjaciel dowie się o ich położeniu. Uzgodnił wier z Taczanowskim, że przybędzie dnń w lipni
Ruszył zatem dalej, zostawiwszy oddział Szen-
83