przypominający kształtem wysoki, obszerny szałas. Połączony z gmachem więziennym, dzielił się on na salę posiedzeń i niewielką trybunę dla publiczności, mieszczącą około 60 osób.
O godzinie dziewiątej rano rozpoczęło się posiedzenie. Oskarżonych wprowadzono w komplecie. Byli starannie ubrani, twarze mieli pogodne, uśmiechnięte, swobodnie rozmawiali z sobą. Siedzieli w dziewięciu rzędach. Wniesiono tylko chorego Józefa Niklewskiego, który nie mógł wejść na salę o własnych siłach. Callier obserwował salę i sędziów, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Był dobrej myśli i nie czuł się wcale oskarżonym. Pierwsze posiedzenie trwało krótko. Przemawiał przewodniczący, wiceprezydent Kammergerichtu, Bachtemann, poświęcając czas sprawom porządkowym. Obrońca chorego Niklewskiego, Florenty Lisiewski, domagał się zwolnienia swego klienta, motywując to niekorzystnymi warunkami panującymi w więzieniu. Wywiązała się dyskusja, rozstrzygnięta, mimo sprzeciwu prokuratora, na korzyść Lisieckiego.
Zespół obrońców prezentował się znakomicie. Najgłośniejszym z nich był niewątpliwie 48-letni uczony niemiecki, Rudolf Gneist, profesor prawa na uniwersytecie w Berlinie, autor dwutomowego dzieła Das heutige englische Vervaltungs-recht, deputowany do pruskiej izby poselskiej, zwolennik demokracji w stylu angielskim, niezrównany mówca parlamentarny, przeciwnik Bismarcka i przyjaciel Polaków, zaprzyjaźniony z Augustem Cieszkowskim, na którego prośbą przyjął mandat obrońcy. Swą niezwykłą inteligencją i kulturą, jak również rozległą wiedzą usuwał w cień grono sędziów i prokuratorów. W obronie Polaków występowali również adwokaci: Brachvogel i Deycks z Berlina, Elven z Kolonii, Holtfoff i Levald z Berlina oraz Lent z Wrocławia. Byli to ludzie o wysokim poczuciu sprawiedliwości, przeciwnicy tępej biurokracji pruskiej. Obrońcami byli również dwaj Polacy — Floren ty Lisiecki i Emil Janecki.
Następne posiedzenia upłynęły na czytaniu aktów oskarżenia po niemiecku, a potem po polsku. Zajęło to dziewięć dni. W tym czasie przeniesiono rozprawę do gmachu więziennego. Zainteresowanie procesem potęgowało się z dnia na dzień, czego dowodem była stale wzrastająca liczba widzów. Obrońcy śmiało i bez obaw atakowali tezy oskarżenia, podważając ich podstawę źródłowTą i kwestionując wiarygodność świadków. Z niemniejszym powodzeniem zwalczali zarzut zdrady stanu. Prokuratorzy, starając się podtrzymać zarzut zdrady stanu, swoim dowodzeniem kompromitowali pruskie organa sprawiedliwości. Zarówno prasa niemiecka, jak i zagraniczna domagały się przerwania procesu, a dziennikarze zgromadzeni na sali sądowej kpili głośno z całego grona napuszonych sędziów.
18 sierpnia, na zakończenie rozprawy, najdot-
107