Smutny był dla Polaków poranek 8 wrześ-nia 1831 roku. Natomiast zdobywcy hucznie, przy dźwiękach mosiężnych trąb i odgłosie setek tarabanów wkraczali do stolicy. Z wielką boleścią słuchali warszawiacy granego — na urągowisko — przez orkiestry pułkowe wojsk carskich Mazurka Dąbrowskiego. Pokonani w nieładzie opuszczali Pragę, oddając nienaruszony most, na podstawie warunków kapitulacji nierozważnie podpisanej przez naczelnego wodza, generała Małachowskiego. On, a nie Krukowiecki, napiętnowany jako „zdrajca, co sprzedał Warszawę”, popełnił błąd nieobliczalny w skutkach. Stary kościuszkowiec i legionista, sterany wiekiem i roztrzęsiony panującym dookoła chaosem i klęską ostatnich dni, uległ namowom wiceprezesa rządu Zielińskiego i sugestii parlamentarza generała Mikołaja Berga. Pozostawiono poważne zapasy broni i rynsztunku. Wśród zamętu, jaki zapanował w sztabach, Bogusławski na próżno długo oczekiwał, a potem osobiście interweniował, dopominając się o rozkazy dla 3 dywizji. Na koniec wyprowadził swe mocno okaleczone pułki i pomaszerował do Modlina.
Generał Małachowski, w poczuciu własnej winy, zgłosił rezygnację ze stanowiska naczelnego wodza. Wybrano nowego naczelnego wodza — generała Macieja Rybińskiego. Nowy wódz poprowadził armię do Płocka. Wszystko wskazywało raczej na to, że Polacy dostosują się do woli cara Mikołaja, który stale wyznaczał im Płock, jako miejsce koncentracji.
Jeszcze w połowie września zgromadzone tam wojsko polskie liczyło ponad trzydzieści tysięcy, oprócz silnej załogi twierdzy modlińskiej, 3 dywizji piechoty Bogusławskiego, choć tak mocno zaangażowana była w dwudniowej bitwie warszawskiej, liczyła jeszcze ponad siedem tysięcy pięćset żołnierzy. Sam ulubiony generała „macierzysty” 4 pułk piechoty liniowej miał jeszcze w swych czterech batalionach prawie dwa tysiące bagnetów.
Szczęściem, iż niestrudzony dowódca artylerii, generał Józef Bem, wyprowadził w porządku prawie całą artylerię połową. W Modlinie zgromadzono duże zapasy żywności. Obdarci żołnierze, gdyż wielkie zapasy mundurowe były w magazynach komisariatu warszawskiego i wbrew warunkom kapitulacji nie zostały nam zwrócone, przynajmniej najedli się do syta. Generał Maciej Rybiński, niezły
139