190 Magia i religia
w możliwie najkrótszych zdaniach. Każde zdanie jest wpisane na fiszkę, która ma numer odpowiadający jego miejscu w opowieści. Dostrzegamy wtedy, że każda fiszka zawiera przyporządkowanie pewnego orzecznika pewnemu podmiotowi. Inaczej mówiąc, każda duża jednostka konstytutywna ma naturę re 1 acj i.
Definicja ta nie jest jeszcze zadowalająca, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, językoznawcy-strukturaliści dobrze wiedzą, że wszystkie jednostki konstytutywne, niezależnie od ich poziomu, są relacjami. Jaka jest zatem różnica między dużymi jednostkami a innymi? Po drugie, metoda tu przedstawiona sytuuje się zawsze w obrębie czasu nieodwracalnego, ponieważ fiszki są numerowane w kolejności opowiadania. Szczególny charakter, który przypisaliśmy czasowi mitycznemu: jego podwójna natura, równocześnie odwracalna i nieodwracalna, synchroniczna i diachroniczna, pozostaje zatem do wytłumaczenia.
Spostrzeżenia te prowadzą do nowej hipotezy, która umieszcza nas w sednie problemu. Zakładamy bowiem, że prawdziwymi jednostkami konstytutywnymi mitu nie są odosobnione relacje, lecz wiązki relacji i że tylko jako kombinacje takich wiązek jednostki konstytutywne zyskują funkcję znaczeniową. Relacje należące do tej samej wiązki mogą zjawiać się w dużych odstępach, gdy patrzymy z diachronicznego punktu widzenia; jeśli jednak zdołamy przywrócić im ich zgrupowanie „naturalne”, będziemy musieli natychmiast zorganizować mit w zależności od czasowego systemu odniesienia nowego typu, który spełnia wymagania hipotezy wyjściowej. System ten jest bowiem dwuwymiarowy, jest zarazem diachroniczny i synchroniczny, łącząc przeto cechy charakterystyczne Języka” i „mowy jednostkowej”. Dwa porównania pozwolą zrozumieć naszą myśl. Wyobraźmy sobie archeologów przyszłości, którzy przybyli z innej planety, gdy życie ludzkie znikło już z powierzchni Ziemi, by prowadzić prace wykopaliskowe na miejscu jednej z naszych bibliotek. Archeologowie ci nie znają wcale naszego pisma, ale podejmują próby odcyfrowania go, co wymaga uprzedniego odkrycia tego, że drukowany przez nas tekst czyta się od lewej do prawej i z góry w dół. Pewna kategoria tomów nie daje się jednak rozszyfrować w ten sposób. Są to partytury orkiestrowe, zachowane w dziale muzykologii. Nasi uczeni będą zapewne usiłowali czytać znaki jeden po drugim, zaczynając od góry strony i ujmując wszystkie znaki sukcesywnie; później zauważą, że pewne grupy nut powtarzają się w pewnych odstępach w sposób zupełnie lub częściowo identyczny i że pewne kontury melodyczne, na pozór odległe od siebie, ukazują wzajemne podobieństwo. Być może, iż zastanowią się wtedy, czy owe kontury, miast być rozpatrywane w porządku następstwa, nie powinny być uznane za składniki pewnej całości, którą trzeba ująć globalnie. W ten sposób odkryją zasadę tego, co my określamy jako harmonię; partytura orkiestrowa ma sens tylko wtedy, gdy czyta się ją diachronicznie wzdłuż pewnej osi (strona po stronie od lewej do prawej), a zarazem synchronicznie, wzdłuż innej osi, z góry w dół. Inaczej mówiąc, wszystkie nuty, umieszczone na jednej osi pionowej, tworzą dużą jednostkę konstytutywną—wiązkę relacji.
Drugie porównanie jest mniej odległe, niż się zdaje. Wyobraźmy sobie obserwatora, który nie wie nic o naszych kartach do gry, słuchającego przez dłuższy czas kabalarki. Widzi on i klasyfikuje klientów, poznaje ich przybliżony wiek, płeć, wygląd, sytuację społeczną itd. trochę tak, jak etnograf wie coś o społeczeństwach, których mity bada. Nasz obserwator wysłuchuje porad, nagrywa je nawet na magnetofon, by móc je badać i porównywać do woli, jak to robimy również my z naszymi tubylczymi informacjami. Jeśli obserwator jest wystarczająco zdolny i jeśli zgromadzi dostateczną dokumentację, będzie mógł, jak się zdaje, odtworzyć strukturę i skład używanych talii, tzn. liczbę kart — 32 lub 52—podzielonych na cztery homologiczne serie złożone z tych samych jednostek konstytutywnych (poszczególnych kart) z jedną cechą dystynktywną barwą.
Czas przedstawić bardziej bezpośrednio proponowaną metodę. Weźmy na przykład mit Edypa, który ma tę zaletę, że jest znany wszystkim, co zwalnia z obowiązku opowiadania go. Zapewne, przykład ten niezbyt dobrze nadaje się do dowodu. Mit Edypa doszedł do nas w redakcjach późnych i fragmentarycznych, które są wyłącznie transpozycjami literackimi wywodzącymi się raczej z zainteresowań estetycznych i moralnych niż z tradycji religijnej czy zwyczaju obrzędowego, o ile taki zwyczaj łączył się kiedykolwiek z tym mitem. Ale nie chodzi nam o dostarczenie prawdopodobnej interpretacji mitu Edypa, a tym mniej —o wytłumaczenie go w sposób, który mógłby zadowolić specjalistę. Chcemy tylko zilustrować przez ten zabieg — nie wyciągając żadnych wniosków co do samego mitu — pewną technikę, której zastosowanie jest prawdopodobnie w tym szczególnym przypadku nieprawomocne, z powodu wspomnianych niejasności. „Dowód” musi tu więc być rozumiany nie w znaczeniu, jakie nadaje temu słowu naukowiec, ale w tym, w jakim używa go sprzedawca uliczny; nie chodzi mu o otrzymanie jakiegoś wyniku, lecz o jak najszybsze wytłumaczenie funkcjonowania maszynki, którą usiłuje sprzedać przechodniom.
Będziemy manipulować mitem tak jak partyturą orkiestrową, którą perwersyjny amator przepisywałby znak po znaku w postaci ciągłej serii melodycznej i której chciałoby się przywrócić pierwotny układ. Jest to trochę tak, jak gdyby dostarczono nam ciąg liczb całkowitych typu: 1,2,4, 7, 8, 2, 3, 4, 6, 8, 1,4, 5, 7, 8, 1,2, 5, 7, 3, 4, 5, 6, 8, polecając zarazem zgrupowanie wszystkich 1, 2, 3 ild. w postaci tablicy: