nin z nropi.snniK.wi, polityczni), funkcją teatru. Dl ukim razie dn cryn,«1' ‘ nanill musiało byt* to ponadto ważne 4
. fl®JC
cntuzjnstycznie, ale tył ko u
[m terowego |
acyjne: p<
■ Walory estetyczne tej prezentacji także nicpo^
IcttaW jejcn cytat. Wkłada Kochanowski w usta Chóru 4
\va:
Wy* którzy pospolitą rzeczą władacie,
A ludzką sprawiedliwość w ryku trzymacie,
Wy, mówię, którym ludzi paść poruczono I zwierzchności nad stadem bożym zwierzono:
Miejcie to przed oczyma za wżdy swojemi,
Żeńcie miejsce zasiedli boże na ziemi,
Z którego macie nie tak swe własne rzeczy Jako wszytek ludzki mieć rodzaj na pieczy** itd.
Nikt mi chyba nie powie, że te słowa - napisane z okazji i ponad 400 lai temu - straciły w czymkolwiek na aktualności. Ale zauważcie jeszcze coś wię. cci. Kochanowski świetnie wiedział jaka będzie widownia i wiedział do kogo adresuje swoje słowa: do króla, do kanclerza, do najwyższych w państwie dyg. nitarzy. I w niczym nic hamuje swego pióra. Zdecydowanie i wprost przypomina im o podstawowym obowiązku rządzących - troski o interes wspólny, nie myślenia o prywacie. W roku 1981 telewizja przypomniała Odprawę w nowej interpretacji i w znakomitej obsadzie. Było to - dla wielu widzów - przypomnienie nie tyle szacownego zabytku literatury, a tekstu, który nabrał w okresie solidarnościowej walki znaczeń przeraźliwie aktualnych. A wyobraźcie sobie, że np. w okresie Sejmu Czteroletniego, Targowicy, gdy rozstrzygały się przyszłe dzieje Polski, ktoś wystawia wobec króla i posłów tę samą sztukę. Jak wówczas kojarzą się cytowane, a i inne jeszcze słowa:
•O nierządne królestwo i zginienia bliskie,
Gdzie ani prawa ważą,, ani sprawiedliwość Ma miejsce, ale wszytko złotem kupić trzeba!**
Nic trzeba wielkiej wyobraźni, by zobaczyć jak sprawiedliwa część publiczności odsuwa się od tych, którzy są opłacani przez carycę czy Prusaków. Zresztą -po cóż tu snuć fantazje? Weźcie znakomitą, czytającą się jak kryminał, książkę Zbigniewa Raszewskiego o Bogusławskim, a przekonacie się do czego między innymi teatr wówczas, w najtrudniejszych dla narodu i państwa chwilach, służył. Zobaczycie też, jak to teatr robił. I dowiecie się dlaczego Bogusławski tak spiesznie musiał zmykać z Warszawy, że aż dobytek teatralny utracił.
Powiem wam tylko, że w swej Historii literatury polskiej przypomina Czesław Miłosz przypadek Krakowiaków i górali, jeszcze jednej sztuki, która dziś wydaje się być niczym więcej jak tylko obrazkiem rodzajowym, i to niekonie-
u pierwszy dramat stylizowany ^
P*llC/j^'ci:l icJ 7 a^sza* Albo przeczytajcie wspomnianą monografię Bogusła-
Fegvwołałem tu najdawniejsze tradycje teatru polskiego. Początkują i wy-* . onc linię rozwojową teatru narodowego. I tę specyficzną, naszą polską t^iedź na pytanie po co jest teatr? Czemu przede wszystkim służył w walc* ch, jakie były nam dane w wieku XIX, w krótkim okresie niepodległości, ^H/asach U wojny światowej, po wojnie?
ulega żadnej wątpliwości że teatr, zwłaszcza dobry teatr, zawsze i wszę-
d»L
fii
dzio-
^„r>z,,v V; pomykajcie się sami, jaki powód miał rosyjski ambasador, by zażą-
Itakżc w Polsce — zaspokajał potrzeby estetyczne ludzi, ich potrzebę roz-
budząc uczucia
l^yrnpatik gn‘evvi,» etc* skierowane w stronę postaci fikcyjnych, żyjących na hwilę na scenie, przez co życie stawało się nieco znośniejsze, a rzeczywistość po/atcatralna okazywała się mniej okrutna niż ta, jaką widzieliśmy na scenie. Lepiej było zapłakać nad losem Ofelii, wściec się na Makbetową (albo i współczuć z nią - bo np. Modrzejewska wydobywała okruchy człowieczeństwa z tego potwora), współczuć Antygonie, niż doznawać tych samych uczuć w odniesieniu do zdarzeń w święcie rzeczywistym. Z końcem wieku XIX nastała moda na akiom, na wielkiego aktora; mówimy o teatrze epoki gwiazd. Zainteresowanych tematem odsyłam do znakomitego artykułu Jerzego Gota, Gwiazdorstwo i akto-nmania% w cytowanej już tu książce/ Teatr i teatrologia .ĄSlamtąd dowiecie się o genezie nazwy tortu Marcello, o szturmach tłumów na kasy teatralne, nawet — niestety - o zabójstwach i samobójstwach. Ale w przypadku teatru polskiego to jeszcze nie wszystkie funkcje, jakie chcąc nie chcąc, musiał on spełniać.
Pamiętacie cytat z Koźmiana. Teatr jako miejsce przetrwania języka narodowego. Były przecież takie chwile w historii rozbiorowej, gdy język polski był publicznie dopuszczalny tylko na dwóch rodzajach zgromadzeń: w kościele iw teatrze. To wielki obowiązek. Troski o wartości wyższe niż tylko rozrywka. Wcale nie oznacza to, że należy je wypełniać na ponuro. Niezastąpiony Koźmian i tym razem nazwał rzecz precyzyjnie: „Najnieszczęśliwszy naród nie może żyć tylko łzami i westchnieniami, potrzebny i jemu śmiech do zdrowia, ale musi on być szczerym, uczciwym, samorodnym, rodzimym. Twórcą tego porozbiorowego śmiechu był u nas Fredro. [...] Fredro uratował Polskę od ogólnej melancholii, winniśmy mu wdzięczność chorego dla lekarza** (cyt. za S. Koźmian, Teatr, Kraków 1959, t. I, s. 117—118). Przywoływany tu dyrektor krakowskiego teatru II połowy XIX wieku, twórca tzw. szkoły krakowskiej w aktorstwie opartej na umiarze i dążeniu do scenicznej prawdy, miał bardzo precyzyjnie obmyślony program działania swego teatru. Jego teatr miał nie tylko dbać o język polski (przez co należy rozumieć tak troskę o wymowę, jak i obecność polskiej dramaturgii na scenie; nie tylko dawnej, ale i najnowszej), nie tylko miał przypominać o polskich tradycjach, strojach, obyczajach (do czego
35
34