Nareszcie wypadek, w którym nie ma okoliczności łagodzących. Zarówno miejsce przedstawienia, jak i ogólne warunki, w których ono się odbywało, wymagały najwyższego wzniesienia wysiłków. Albo to, albo nic. Albo maksimum tego co teatr nasz dać może, albo codzienność bez koturnów święta. Mamy prawo żądać od teatru krakowskiego, ażeby przynajmniej od czasu do czasu stawał pized nami z wysiłkiem wobec którego moglibyśmy zastosować pełne miary. Jeśli nasi krytycy, którzy mieli dla przedstawienia na Wawelu jedynie iłowa pochwały, uczynili to nieszczerze, „dla popierania teatru", to w tym wypadku uczynili źle. Nie wolno stale dezorientować opinii. Jeśli chce się być pobłażliwym codziennie, trzeba podnieść głos we święto. Nie ma takiego obowiązku obywatelskiego, który by nakazywał krytyce mierzyć stale nieściśle: przykładać stopę, a obliczać w metrach.
Szczerze: przedstawienie Odprawy posłów greckich było wieczorem przemytnictwa. W hipnotyzującym opakowaniu architektury wawelskiej przemycano lichy towar teatralny. Koncepcja teatralna Odprawy była uboga i fałszywa. Jej błąd podstawowy: dewocja wobec słowa.' Dewocja zdradziecka i niepłodna.
Zdradziecka, bo skazywała aktorów na obnażenie ich ułomności. Słowem izolowanym działać może tylko teatr posiadający aktora, który nie tylko wygłasza słowo, ale gra je. Wygłaszać słowo =■ zamieniać Je z milczenia na głos; grać słowo = czynić z niego wyraz postaci 1 przedłużać je w ruchy postaci. W dodatku Odprawa jest zadaniem rccytacyjnym trudnym. Retoryczny nurt pysznej rytmiki Kochanowskiego wymaga oporu o sile, którą tylko bardzo wielki aktor z siebie wydobyć potrafi.
174
\
Dewocja wobec słowa jest tu także teatralnie niepłodna. Hamuje ona narodziny tego specyficznego świata głosów I kształtów barwnych, dzięki któremu dopiero dzieło literackie staje się dziełem teatralnym. W kreacji Trzcińskiego nic było wcale teatru. Nieczynną była tu fantazja twórcza, dla której tekst jest miejscem połowu możliwości teatralnych.
Wszystko należało zrobić inaczej Trzeba było dać scenę ™™ir obszerniejszą, zająć nią może nawet jedną trzecią dziedzińca, ażeby umożliwić wystąpienia mas, ustosunkowania mniejszych, grup, właściwą lokalizację poszczególnych scen, ruch aktora i działanie perspektywy (dziedziniec dając przestrzeń realną — narzuca prawa perspektywy realnej). Trzeba było wejście posłów otoczyć królewską pompą dla uzyskania pretekstu do rozwinięcia barwnego tłumu i wprowadzenia muzyki. Trzeba było każdą niemal postać oprawić pierścieniem grupy, planowo skomponowanej i pod względem barwy ściśle /orkiestrowanej. Trzeba było grać światłem reflektorów. Trzeba było dać chór liczniejszy, może męski i*żeński, i nie zadowolić się jego sztubackim sylabizowaniem, lecz recytację jego skontrapunktować. Trzeba było uzupełnić słowo szmerem (np. głosy z sali obrad). Trzeba było znaleźć sposób na ożywienie długiej relacji posła1. Tego wszystkiego nie uczyniono. Teatru nie było. Aktorzy nic grali lub grali źle. Dobrze grał jedynie Wawel.
„Zwrotnica**, 1923, czerwice.
itb wychorfei i tali
■T-wcMi. kicĆT pail ma
i ohnyki .Tak taft* Uhm*
gU»<T*WftS*T*aafc|H|l*|Slt«
chwilowo nlruoiuBiłlrso otouo. tym łe
175