skich, starając się tam swe ma rzycie Istwo rozszerzać” W korespondencji z Pietkiewiczem Gutt zapowiadał „czas zesłania Ducha Sw. przez którego wszystko się odrodzi, co umarłym być (się) zdaje”. Głosił, iż niebawem, bo około 1837 roku, „przyjdzie ta chwila, gdy oczyszczeni na duchu, godni się staniem do przyjęcia łaski", że „cierpienia teraźniejsze są jak ów proszek gryzący, jak owe conetium, które do dna trawi rakowatą brodawkę”8. Podkreślał wreszcie — nie wymieniając osoby swojego ideowego promotora — że „do tej sprawy duchowej gotuje Pan swego Chrystusa... wyszłego z rodu naszego”, iż owego męża — „czuje od lat blisko siedmiu, jeszcze przed wybuchnieniem listopadowym” i widzi go „oczyma duszy, a może i więcej”, wyprzedziwszy samego wieszcza, co „w widzeniu ks. Piotra później to zobaczył” •. Tak więc Ferdynand Gutt zapowiadał dość eliptycznym językiem Sprawę i czynił wokół niej propagandę, pozostawiając jednak jej publiczne i „zmysłowie dotykalne” ogłoszenie samemu Towiańskiemu. Mistrz się do tego jeszcze nie kwapił. Powoli przygotowywał się do publicznego podjęcia swojej misji.
Wśród tych peregrynacji i miłych sercu zatrudnię* Towiański został powiadomiony o śmierci ojca. Powrócił tedy do kraju (1837) i objął rodzinną majętność — Antoszwince, gdzie lat kilka gospodarzył. Nie zrezygnował jednak ze swego powołania. Tym bardziej iż ponoć 11 maja 1830 „poczuł zmysłowie Sprawę Bożą”. Ta druga iluminacja dotyczyła zresztą nie tyle treści nauk, co sposobu ich realizacji. Bo oto gotującemu się do drogi Towiańskiemu ukazał się na nieboskłonie „Krzyż biały”, a następnie
„Matka Najświętsza... z ręką wyciągniętą ku Francji”. Puścił więc Antoszwince w dzierżawę, pobrał pieniądze awansem za lat 6, sprzedaj meble, a umieściwszy dzieci u jednego ze zwolenników, wyruszył w drogę. Tak to mądrość najwyższa raczyła wykorzystać podróż do wód; w swojej przemyślności sprawiła, iż Towiański opuszczając ponownie kraj mógł stanąć przed emigracją świadom jej oczekiwań, nadziei i tęsknot.
W 1840 roku Towiański wyjechał więc z kraju, do którego już nie powrócił. Podróżował sobie wolno szlakiem cesarskich batalii, odwiedzając m. in. Friedland, Lipsk, Drezno, Strasburg, aż dotarł do Paryża w trakcie uroczystości złożenia prochów Napoleona w kościele Inwalidów. W Paryżu przebywał kilka dni i prawdopodobnie z nikim się nie spotykał, pozostając tylko świadkiem uroczystości. Wyruszył następnie do Belgii, gdzie znajdował się Jan Skrzynecki. Na polach Waterloo odbył z nim siedemnastodniową rekolekcję. Opowiadał Skrzyneckiemu o swojej Sprawie, generał zaś, nie bacząc na błoto i trapiącą go podagrę, miał ochotę klękać u nóg bożego posłannika. Całość udzielonych nauk skreślił, ku pamięci „brata Jana”, w ostatniej kwaterze Napoleona — na folwarku Gros Cailloux. Tak powstała Biesiada z Janem Skrzyneckim. Towiański rękopis wręczył generałowi10 i następnego dnia wyruszył w drogę do Paryża. Stało się to 13 stycznia 1841 roku. W Paryżu przystąpił teraz Towiański do werbowania zwolenników. 20 lipca >• Inna sprawa, że Towiański działając na „brata Jana'’, nie docenił siły charakteru żony generała. Nie tylko wybiła Skrzyneckiemu z głowy adorację Mistrza, lecz i tekst Biesiady przekazała ks. Jeło-wickiemu. „Zmartwychwstańcy”, pragnąc Towiań-skiego skompromitować, rękopis opublikowali, i w ten sposób emigracyjny ogół, w tym i sami towiań-czycy, zapoznali się z jego treścią.
17