Obraz9 (5)

Obraz9 (5)



ROZDZIAŁ XIX

A w Berisso życie płynęło starym zwyczajem. Dzień w dzień przychodziły eszelony z bydłem i owcami. Dymiły bez ustanku kominy obu fabryk i klekotały maszyny. Rano i w południe gromadziły się przed bramami tysiące bezrobotnych. Nie zrażała ludzi niepogoda ni kije stróżów bezpieczeństwa. Pchali się naprzód, błagając oczami bożków w białych kitlach by raczyli wskazać na nich palcem.

Nic się nie zmieniło. Tylko już cieplej było na dworze i ciągnąca ze Swiftu woń była bardziej nieznośna. Płynące brukiem Nueva Yorku pomyje przeistaczały się wskutek parowania w gęsty, obrzydliwy śluz. Nad śmietnikami wzdłuż małego kanału unosiły się chmury tłustych much i pojawiła niewiarygodna ilość szczurów, obojętnych na obecność psów i ludzi.

W fondach robotnicy przesiadywali dłużej niż przedtem i pili przeważnie piwo. Grali w „tru-co”, interpretowali sny układając liczby do loterii, mówili o kobietach.

Przyjaciele z jaczejki Michasia Ananki zbierali się jak dawniej w fondzie Gryszki. Wyjazd Dubowika w kampę ucieszył ich niezmiernie. Przepowiadali mu zgubę i pili na jego pohybel.

— Jednak na naszym stanęło. Wykurzyliśmy sobakę — zaczał pewnego wieczora Makar Cio-płychwost. — W kampie dowie się po czemu funt licha.

—    Po mojemu to on już nie powróci żywy

—    rzekł Mićka Kaszałapy. — Jak czarni nie zarżną, to pod mostem gdzieś zdechnie, jak tylu innych.

—    Co by mu się nie stało w kampie, to mogiła go już nie minie — wtrącił Jermak Kur-nosow. — Już postanowiło się.

Oświadczenie męża zaufania Ananki zaintrygowało przyjaciół.

—    Kiedy?... Gdzie?... Jak?...

—    Słuchaj towarzyszu — zabrał głos Kuźma Wołszebnik, — Ty kiedyś odpokutujesz za swój język. Oj, pocierpisz!...

—    Przecież tu wszyscy swoi — odparł Kur-nosow, oglądając się za siebie. — Kogo ty się boisz? Mićki? Sidora? Makara? Albo jego? — wskazując na Sawickiego.

—    Ja bym mu sam noża wsadził, gdybym go spotkał — oświadczył Sawicki. — Zasłużył na to sobaka.

—    A, zasłużył, nie ma co — przytwierdzili towarzysze.

—    żonki tylko trochę szkoda — zauważył Sl-dar Makacior. — Prawda że świstała z nim w jedną dudkę, ale ona z dziećmi nie wlno-wata.

—    A, nie winowata, nie — podchwycili inni.

—    żonki z dziećmi szkoda.

—    Po żonce nie biedujcie, ja Ją potem zabiorę. I dzieci też — rzekł Makar Ciopłychwost.

Koledzy się roześmiali.

—    Patrzajcie wy go! Ot wam i opiekun! Ot i mąż babie!...

—    Co, nie wierzycie? Jej Bohu zabiorę! I wy-karmię. W moim wieku nie ma już co i myśleć o dziewczętach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Obraz2 (3) ROZDZIAŁ XXVIII W początku grudnia obie rzeźnie w Berisso otrzymały zamówienia na pewną
Obraz8 (2) ROZDZIAŁ XXIX Dwie główne arterie lądowe łączyły Berisso ze światem: Avenida Sesenta i M
Rozdział drugiFilozofia Kanta w swych bezpośrednichinterpretacjach Próby zwyczajowego zaliczenia
socjo 10 118 Rozdział 4. Interakcja społeczna a życie codzienne Studium przypadku - podejmowanie ról
socjo 11 120 Rozdział 4. Interakcja społeczna a życie codzienne Społeczne konstruowanie rzeczywistoś
socjo 5 108 Rozdział 4. Interakcja społeczna a życie codzienne wstałem z łóżka, poszedłem do łazienk
socjo 7 112 Rozdział 4. Interakcja społeczna a życie codzienne wydaje się jedynie mało interesującym
socjo 8 114 Rozdział 4. Interakcja społeczna a życie codzienne 114 Rozdział 4. Interakcja społeczna

więcej podobnych podstron