ścijaństwa i wiary żydowskiej i cieszy się względną swobodą kultu. Uzyskuje to, co nie było dane manicheizmowi.
Przytoczone wyżej wyjaśnienie stanu rzeczy jest słuszne, ale niepełne. W grę w tolerowaniu mazdaizmu wchodziła jeszcze pewna okoliczność, którą wydobył świeżo z całą mocą Arnold Toynbee. „W istocie rzeczy Omaj-jadzi byli osobiście kryptopoganami, obojętnymi, a nawet wręcz wrogimi wobec idei rozpowszechniania islamu, którego byli tytularnymi przywódcami”1. Masowe przechodzenie podbitych poddanych na islam (np. w Egipcie) wyzwalało nawet niezadowolenie kalifów, obawiających się znacznego uszczerbku dla skarbca państwowego z .powodu kurczenia się liczby płaćących podatek wymierzany niemuzułmanom. Interes fiskalny brał zdecydowanie górę nad interesem religijnym. Drenaż podatkowy — nie jedyny to przypadek w dziejach, a przez muzułmańskich władców stosowany z całą bezwzględnością — w postaci podatku dżizja stał się dla władców omajjadzkich celem samym w sobie.
Tylko jeden jedyny efemeryczny kalif z tej dynastii Omar II (717—720) odchylił się od tej linii, przejawiając szczerą i głęboką reliJ gijność, która zresztą stawiała go w ostrej opozycji do brutalnej praktyki urzędniczej swego państwa. „Zwykł on był ganić swych urzędników, gdy ci skarżyli się na wielką li-
czbę nawróceń w Egipcie, ponieważ l<> .stanowiło stratę dla dochodów państwa, mówiąc, iż Bóg wysłał swego proroka, aby działał jako apostoł, a nie jako poborca podatkowy. Udzielił też prawie identycznej odpowiedzi namiestnikowi C-horasanu, który podobnie się użalał, że naród przyjmuje islam, aby uwolnić się od dżizji, i uchyla się od obrzezania, mówiąc mu, że Bóg zesłał Mahometa dla zapoznania ludzi z Prawdą, a nie aby ich obrzezywać” 2.
Za damasceńskich Omajjadów ustalił się modus agendi tego rodzaju, że muzułmańska ludność kalifatu prowadziła świętą wojnę dżihad — często gęsto po prostu łup i es kie wyprawy (analogiczne do wypraw krzyżackich na Prusy) — a ludzie ksiąg Tory, Biblii i Aioes ty musieli się wy supły wać na te krwawe wyczyny oręża obcej wiary. Trudno było ukryć perfidię tej sytuacji w oczach de iure ,,protegowanych”, a de facto obdzieranych innowierców. Wielu z nich nie mogąc podołać wyzyskowi pieniężnemu, a w dodatku widząc własną pośrednią współpracę z ideą świętej wojny dżihad, załamywało się duchowo i wygłaszało formułę szachady, co całkowicie wystarczało do zdjęcia z nich podatku dżizji. Dochodziło wtedy do zgoła paradoksalnej sytuacji: chrześcijanie, żydzi i za-ratustrianie dopraszali się niekiedy przyjęcia ich na łono Allacha, a urzędnicy muzul-
231
A. Toynbee, A Study oj Ristory; abridgment by D.S. Somervell, London—New York—Toronto 1960, s. 488'—489.
R.P. Dozy, Essai sur Vhistoire de 1'islamisme, Leyden 1879, s. 180.