166 Harold Pinter
PETER
Widziałem.
MEG
Wczoraj go tu nie było. Czy... czy zajrzałeś do środka?
PETER
Rzuciłem okiem.
MEG (podchodząc do niego, szeptem)
Jest tam coś wewnątrz?
PETER
Wewnątrz?
MEG
Tak.
PETER
Jak to — wewnątrz?
MEG
Wewnątrz, w wozie.
PETER
Na przykład — co?
MEG
No... na przykład... czy jest tam... czy tam wewnątrz jest taczka?
PETER
Taczka?
MEG
Tak.
PETER
Nie widziałem taczki.
MEG
Nie widziałeś? Na pewno?
PETER
Co by pan Goldberg robił z taczką?
MEG
Pan Goldberg?
PETER To jego wóz.
MEG (z ulgą)
Jego wóz? Ach, nie wiedziałam.
PETER
Oczywiście, że jego.
MEG
Ach, to mi ulżyło.
PETER O co chodzi?
MEG
Ach, to mi ulżyło.
PETER
Przejdź się trochę, idź na powietrze^
MEG
Tak, pójdę. Pójdę. Pójdę i zrobię zakupy.
Idzie w kierunku tylnych drzwi. Słychać, jak na górze ktoś trzaska drzwiami. Meg odwraca się.
To Stanley! Schodzi. Co ja zrobię z jego śniadaniem? (biegnie do kuchni) Peter, co mu dać na śniadanie? (wygląda przez okienko) Nie ma płatków owsianych.
Oboje wpatrują się w drzwi. Wchodzi Goldberg. Widząc, że wlepili w niego wzrok, zatrzymuje się, potem mówi z uśmiechem. GOLDBERG Komitet powitalny!
MEG
Ach, myślałam, że to Stanley.
GOLDBERG
Uważa pani, że jesteśmy do siebie podobni.
MEG
O, nie. Pan inaczej wygląda.
GOLDBERG (wchodząc do pokoju)
Jestem inaczej zbudowany, oczywiście.
MEG (wchodząc od kuchni)
Myślałam, że schodzi na śniadanie. On jeszcze nie jadł śniadania. GOLDBERG
Pańska żona robi świetną herbatę, panie Boles, wie pan?
PETER
Tak, czasem. Czasem też zapomina.
MEG
Czy Stanley zejdzie?
GOLDBERG
Czy zejdzie? Oczywiście, że zejdzie. W taki piękny słoneczny poranek — czemu miałby nie zejść? Zaraz wstanie, za chwilę. (siada przy stole) I jakie tu śniadanie go czeka!