164 Harold Pinter
PETER Na pewno.
MEG
Dobrze, pójdę. Więc spałam jak suseł?
PETER Jak zabita.
MEG
Widocznie byłam zmęczona. (rozgląda się po pokoju i widzi, że w kominku leży pęknięty bęben) Och, patrz, (wstaje i bierze do ręki bęben) Bęben się złamał. (Peter podnosi wzrok znad gazety) Dlaczego się złamał?
PETER Nie wiem.
MEG (uderza ręką w bęben)
Ale robi jeszcze hałas.
PETER
Możesz przecież kupić nowy.
MEG (ze smutkiem)
Pewnie połamali go wczoraj podczas zabawy. Chociaż wcale sobie nie przypominam, żeby go połamali podczas zabawy, (odkłada bęben) Jaka szkoda.
PETER
Możesz przecież kupić nowy, Meg.
MEG
No, w każdym razie miał go na urodziny, prawda? Tak, jak chciałam.
PETER (czytając)
Tak.
MEG
Był już na dole?
Peter nie odpowiada.
Peter?
PETER
Co?
MEG
Był już na dole?
PETER
Kto?
MEG
Stanley.
PETER
Nie.
MEG
Powinien już wstać. Spóźnia się na śniadanie.
PETER
Przecież nie ma śniadania.
MEG
Ale on o tym nie wie. Zaraz go zawołam.
PETER (szybko)
Nie, nie wołaj go, Meg. Niech sobie śpi.
MEG
Zawsze mówisz, że zanadto się wyleguje.
PETER
Ale... dzisiaj niech sobie śpi. Zostaw go.
MEG
Byłam rano na górze, zaniosłam mu herbatę. Ale pan McCann otworzył drzwi i powiedział, że teraz rozmawiają i że mu już zrobił herbatę. Pewnie Stanley wcześnie wstał. Nie wiem, o czym rozmawiali. Zdziwiłam się. Bo zwykle, kiedy go budzę, to Stanley mocno śpi. Ale dzisiaj rano nie spał. Słyszałam, jak rozmawiali.
Pauza.
Myślisz, że oni się znają? Ja myślę, że to starzy przyjaciele. Stanley miał kupę przyjaciół. Wiem na pewno.
Pauza.
Nie dałam mu herbaty. Przedtem już pił. Więc zeszłam i wróciłam do swojej roboty. A potem, po chwili, zeszli na śniadanie. Stanley widocznie znowu zasnął.
Pauza.
PETER
Kiedy pójdziesz po zakupy, Meg?
MEG
Tak, muszę iść. (bierze torbę) Strasznie mnie głowa boli. (podchodzi do tylnych drzwi, staje, odwraca się) Widziałeś dziś rano?
PETER
Co?
MEG
Ten duży wóz.